niedziela, 31 października 2010

// // Leave a Comment

Ale gafa! :D .. i Halloween

Wiecie co zrobiłam, Bosheeee.. Pierdoła ze mnie... Niemyśląca na dodatek.. Roztrzepana..

No ale zacznę od początku dnia..

Godzina 9:40. Kuchnia.
Wszyscy byli już po śniadaniu, wchodzę do kuchni jeszcze w piżamie, hostka krząta się i wstawia naczynia (wcześniej umyte w zlewie) do zmywarki.. Good Morning, Good Morning, Martyna może chcesz gofra na śniadanie (oni tutaj jedzą gofry wyłącznie na śniadanie,  najczęściej z masłem, a same gofry maja lekko słonawy smak, dzisiaj pokazałam jej jak się 'poprawnie' ;) obchodzi z goframi, i że po wyjęciu trzeba je zostawić na chwilę w pozycji pionowej, żeby odparowały, bo wtedy będą bardziej 'crispy', zdziwiona popatrzyła na mnie, to jej mówię, że trochę się pracowało w tej branży;D, jak widać nie darmo, niech i Ameryka ma z tego jakiś pożytek ;D ), mówię, że pewnie, mogę zjeść, po czym host pyta, czy chcę kawy, no oczywiście hoście, że chcę kawy (on tez ma hopla na punkcie kawy, kupuje ją w kawowym sklepie, gdzie mielą i pakują przy Tobie).. Jak miło no nie, chociaż w weekend zrobią Ci śniadanie i kawę, wprawdzie nie do łóżka, no już nie przesadzajmy, ale to było naprawdę przyjemne...No to hostka zaczęła robić gofry i jajek jej zabrakło, musiała jeszcze do sklepu skoczyć.. Ale śniadanie - pierwsza klasa! ;D

Później wybraliśmy się na wycieczkę na taki deptak.. Spacerując po nim czułam się niemal jak na wakacjach, chciałam to uwiecznić ale niestety, wiadomo, mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja..
NO ale wyjeżdżamy spod domu, kto prowadzi? Ja! Tak ja! Hostka się zapytała hosta, czy on czy ona mają prowadzić, a on, że JA! Czy jestem gotowa? No tak tak, w końcu muszę się kiedyś nauczyć poruszać po tych drogach.. Usiadłam, ustawiłam fotel, ustawiłam lusterka, jadymy..Patrze na hosta, jaki on był zestresowany, masakra, haha... Spokojnie, przecież nie będę szaleć tym bardziej, że w samochodzie jest jeszcze pięć osób w tym trójka dzieci.. Chciałam ustawić sobie nawigację, a on mi mówi, że będzie mi mówił co gdzie jak.. Tzn. że będzie mi się wcinał... Ale spokojnie myślę, chłopie nie dziwię Ci się..Jedziemy jedziemy, pierwszy raz prowadzę auto po tej drodze, a on do nie szybciej! szybciej! szybciej! go! go! go! Eeeej no kurde, bezpiecznie to bezpiecznie, nie będę szaleć, jechałam 50-55 mil na godzinę tj. ok 80-90 km na godzinę, z dziećmi w samochodzie, a on mi mówi, że szybciej..A na autostradzie kazał mi jechać prawie 75 mil na godzinę, a to jest ponad 120 km/h! Pierwszy raz! Oszalał! No ale mówi szybciej to cisnę ten gaz, ale mu mówię, że nie znam drogi, nie znam zakrętów, jadę tędy pierwszy raz.. Dojechaliśmy na parking, był cały zajęty, zjechałam do podziemnego, patrzę, po prawej 3 wolne miejsca, to kręcę..I co? Najechałąm na linię i musiałam wycofać, wycofałam i tak chciałam ładnie stanąć, a tu co? Jeb w ścianę!! Czaicie, uderzyłam w ścianę! Nie wiem na co czekałam, że mi coś zapiszczy chyba, i powie, że mam jeszcze 30 cm do tej pieprzonej ściany!! Uderzyłam rejestracją (mają tutaj bardzo wystające!) I tylko, po polsku 'O Bosheeee', on patrzy na mnie, ja na niego.. Yyy.. Wysiadł, i ja też wysiadłam, patrzymy, że nie ma żadnej ryski, ale sam fakt, że nie obliczyłam odległości.. Bo naprawdę jechałam bardzo wolno, i to nie było uderzenie z samego skrętu, tylko po wycofaniu.. No i jak wracaliśmy to tak stoję przy tym samochodzie, i on patrzy na mnie, ale w końcu wyciągnął kluczyki i powiedział, że mogę prowadzić, tylko tym razem usiadł z samego tyłu, a z przodu posadził hostkę... Ale elegancko wróciłam do domu, już pamiętałam drogę, także bez żadnych wpadek, czy zgrzytów, dynamicznie.. Kuuurde po tych czteropasmówkach to tak trzeba uważać, co chwilę zmieniać pas, ktoś Ci wyjeżdża, ktoś zajeżdża drogę.. Ale zaparłam się, bo przecież wiem, że umiem prowadzić ten pieprzony samochód, skupiłam się i dojechaliśmy...

Teraz dekorują dom na Halloween, bo jak się tylko ściemni to zaczną...

A na dzisiaj mam taki ładny wierszyk z jednej z książek dziewczynek:

I love You Through and Through

I love you trough and trough.
I love your top side.
I love your bottom side.
I love your inside
and outside.
I love your happy side,
your sad side,
your silly side,
your mad side.
I love your fingers
and toes,
your ears
and nose.
I love your hair
and eyes,
your giggles
and cries.
I love you running
and walking,
silent
and talking
I love you through and through...
yesterday,
today,
and tomorrow, too!




No to byłyśmy zbierać te słodycze, chodziłyśmy od domu do domu krzycząc Happy Halloween! Host została w domu, a Kocica, Dzwoneczek i Superbejbi (Amira była Superbejbi, miała różowe spodenki i różową bluzkę i pelerynkę! jak biegła to pelerynka frunęła z nią, naprawdę wyglądało to zabawnie! :D) no i dwa bodyguardy z mieczami świetlnymi a'la Star Wars w rolach latarek.. :D To wyglądało mniej więcej tak jakby ksiądz chodził po kolędzie, wchodziłyśmy tylko do tych domów, które były jakoś ozdobione, w których paliło się światło, albo były uchylone drzwi.. Każdy miał przygotowaną michę pełną słodyczy, a dziewczynki chodziły z wiaderkami..Lauren nie wytrzymała i po odwiedzinach dwóch domów zatrzymała się na środku chodnika i zaczęła oglądać wszystkie słodycze, jakie dostała, Mirka pochłaniała Snikersy razem z papierkami.. Hostka przedstawiła mnie chyba wszystkim sąsiadom, a w styczniu przyjeżdża do jednych nowa operka z Niemiec! Mieszkają 3 domy od nas..

Idę spać bo jutro zaczyna się kolejny tydzień, a w piątek jedziemy do ich domu nad rzeką.. :D Złota szukać!
Read More

sobota, 30 października 2010

// // Leave a Comment

Sooobotaaaa la lala lala...

Rodzinka gdzieś wybyła, tzn. host pojechał do pracy, to wiem, bo spotkałam go dzisiaj rano w kuchni, szalał z dziewczynkami, Amira - NO, Leila - LEAVE IT!, Lauren - DO NOT TOUCH! OOOhhh.. Good Morning Małtina! Ciężko jest się zająć Szaloną Trójcą, ciężko?? A żebyś wiedział, że znam ten ból...;)

Wczoraj przeglądałam sobie książki kucharskie hostki, od groma tego ma i jeszcze więcej, kuchnia tajska - mieli operkę z Tajlandii, kuchnia japońska - Izumi była z Japonii, z Niemiec nic nie znalazłam, a książkę kucharską z polskimi przepisami kupię jej pod choinkę..;D No ale w końcu znalazłam właściwą nazwę swojego śniadania, a jest to P U K K O L A.. Jak przyjemnie jest wiedzieć, że Twoja codzienna porcja owsa z suszonymi owocami tak pięknie się nazywa!

Przepis: http://www.kuchnia.tv/kuchnia_przepis_0-0-263_-odc-09-pukkolla.html

Wczoraj dziewczynki miały Halloween w szkole, Leila poszła przebrana z kota, konkretnie różową kocicę, a Lauren za Dzwoneczka z Piotrusia Pana.. Takieś jakieś te kostiumy niewydarzone, frajdą powinno być zrobienie takiego przebrania samemu, a one mają gotowe ze sklepu.. Także w szkole było kilka Dzwoneczków, i kilka błąkających się kotów.. Zauważyłam jeszcze pannę młodą, dobrze, że nie była umierająca, kilka pszczółek, gdzieś tam przemknął Harry Potter, Królewny Śnieżki, Kopciuszek z lekką nadwagą, masarz, kowbojka, kilka czarownic, clown na jednokołowcu ( nie pamiętam jak ten sprzęt się nazywa), dynia, kucharz... Cała szkoła była przebrana.. A ja miałam na sobie swój jeansowy uniform, upaprany poranną owsianką z malinami, zalany mlekiem i opluty bananem..Takie życie..;)

Na lunch zrobiłam im halloweenowe naleśniki - takie w kształcie duchów i nietoperzy, z bitą śmietaną i jagodami.. Taaaakie oczy zrobiły zdziwione.. :)

Poza tym dziecko mi wczoraj utknęło między komodą a łóżkiem, nie wiem jakim cudem się tam zmieściła, ale swoim gromkim płaczem dała mi znać, że coś jej nie pasuje.. W tym czasie, jeszcze grzeczna Lauren rąbnęła się plecami o kant łóżka, ale szybko rozmasowałam jej plecy, także obyło się bez płaczu.. Uff.. Tym czasem Leila zabawiała się w nauczycielkę, ciągle strasząc Lauren 'Nie dostaniesz zaliczenia!!!!'  Biedna Lauren robiła wszystko, co ta jej karze, a Leila w końcu stwierdziła, że Lauren jest za głupia i musi iść do szpitala.. i poszła do pokoju, z szafy wyciągnęła walizkę Laureni zaczęła pakować jej ubrania (taaaak, właśnie te, które godzinę wcześniej Martynka pięknie ułożyła!!), Lauren wzięła walizkę i idzie, pytam się jej, a dokąd to, no do szpitala.. Prawie płakała!! Musiałam zakończyć tę zabawę, bo stawała się naprawdę dołująca..

Lauren była wczoraj niesamowicie grzeczna, jej pierwszy taki dzień, nie wiem co ją ugryzło, może jedna ze pszczół szkolnych, ale coś się kroiło.. Nie bez powodu ludzie mówią kto rano tańczy ten wieczorem płacze, czy jakoś tak, bo tuż po tym jak 'zeszłam' ze swojego stanowiska pracy, już będąc w swoim pokoju słyszałam taką arię operową, na 3 głosy, z The Beatles w tle i biedną hostką, która spokojnie i bez rezultatu próbowała coś tłumaczyć, ale nic jej nie wychodziło..Współczując, wyszłam z pokoju przeszłam się korytarzem, by tak z ciekawości zbadać sytuację i naprawdę, z empatią w sercu posłałam jej szczery uśmiech i życzyłam w duchu miłego weekendu..

Na życzenie moich komentatorów pokazuję The Host Family!! :D
Od lewej: moja hostka - Jessica, siostra hosta - Nada i Leila

Duuuzia rodzina, od lewej: host z hostka i małą Lauren na kolanach, w samym środku, na górze babcia Gaga-Sue, reszty nie znam, ale lada dzień poznam!

Jeszcze raz moja Szalona Trójca! Mirka, Leila i Lauren

Zaprosili mnie dzisiaj do chodzenia jutro po domach i krzyczenia 'Trick or Treat!'!! I co, też dostanę cukierki :D Hihihi..

Wybrałam się dzisiaj na wycieczkę, no niestety nadal rowerową w celu znalezienia aparatu fotograficznego.. Aparat znalazłam, ale nie kupiłam, bo wydawało mi się, że w internecie jest tańszy i nie myliłam się.. Pozostaje mi tylko decyzja, brać czy nie brać, kupować czy poczekać.. Oj, ale jest tyle chwil, które chciałoby się uchwycić..

Dzwoniła Ula, namawiała mnie na kino jutro wieczorem, ale mamy się jeszcze zdzwonić.. Ulala..

Jutro to oryginalne Halloween, host szykuje zupę z dyni, na stole z 5kg słodyczy dla dzieciaków, prawdziwe szaleństwo.. Prawie Święta!
Read More

czwartek, 28 października 2010

// // 10 comments

Coco jumbo i do przoduuuu... :D

KOZIOROŻEC22 grudnia - 20 stycznia
Czas twórczości, stwarzania. Możesz więc stworzyć coś wspaniałego, co przyniesie Tobie i innym wiele radości. Pojawi się sprawiedliwość związana z przeszłością.

Dość nietypowo, ale zacznę od podsumowania dzisiejszego dnia..

Kwestia najistotniejsza z moich bieżących, czyli schwarzeneggerskie prawo jazdy - PASSED! Zaliczyłam! Za pierwszym podejściem, nie do wiary, ale wersję angielską, nie pokusiłam się na polską i podejrzewam, że to była dobra decyzja.. Pan w okienku powiedział, 'Are you from Poland? Goood job!!' po czym dodał, że lubi polską kiełbasę, którą miał okazję jeść na którymś z Oktoberfest. Na zdrowie Ci ta kiełbasa chłopie! Najlepiej z bułką smakuje, też polską, i mlekiem, też polskim, a ja mam prawko!! :D

Mam sentyment do swojego roweru ;D




Od strony emocjonalnej wyglądało to tak.. Zaczęłam pracę jak zawsze o 7.30, o 12.30 mieliśmy z hostem jechać do DMV , ja zdać egzamin, on odnowić prawo jazdy i zbadać wzrok.. Jakoś nie myślałam o tym egzaminie, powtórzyłam tylko testy.. Co będzie to będzie.. Wyruszyliśmy audicą bez nawigacji.. Tak, tak przejechaliśmy nasz punkt docelowy o kilkanaście mil, host się chyba trochę zmieszał, że nie zna okolicy, w końcu uruchomił nawigację w swoim iPhonie i trafiliśmy.. Tym razem czekałam tylko 37 minut do okienka, a później już poszło jak z bicza trzasnął.. Tu papierek do podpisania, tu zrobili mi fotkę, dostałam kolejne formularze, ściągnęli $31 dolarów z VISY i skierowali do kolejnego okienka, gdzie w garść mi wcisnęli półmetrowy odcinek papieru z czterdziestoma pytaniami mówiąc Good Luck! No to gdzie mam rozwiązać ten test, na kolanie?? Odwracam się, a pod ścianą stoją 'budki telefoniczne' wchodzisz, rozwiązujesz, wychodzisz.. Czas nieograniczony, zakaz używania komórek i ściągania.. No dobra.. Rozwiązuję, czytam, czytam, myślę, patrzę host mi zagląda przez ramię, puścił oko, dobra wiem, że on już swoje sprawy załatwił i czeka.. Bez pośpiechu, rozwiązywałam teścik z pół godziny, skończyłam, wrzuciłam do koszyka, i usiadłam w poczekalni, aż wywołają moje nazwisko.. Czekam, host pojechał po kawę, krzyczą jakieś nazwisko, wydawało mi się, że to moje, ale wstał jakiś Chińczyk.. Dalej czekam, MARINA ZJEMBA, Bosheee.. idę, idę, idę.. Uwiesiłam się na blacie okienka, patrze w ten test, gdzie jest wynik, gdzie jest wynik NO GDZIE JEST WYNIK!!?? No wynik już znacie.. :)

Podjęłam pierwsze kroki zmierzające do przywrócenia życia mojemu (mamy) aparatowi fotograficznemu, byliśmy w dwóch, dosyć sporych punktach fotograficznych.. W pierwszym, powiedzieli, że coś przygniotło obiektyw, i sugerują wysłać aparat do Canon Service, a naprawa - wymiana obiektywu - będzie kosztowała $160.. Natomiast w drugim, Pan uprzejmie powiedział, że za $49 on sam wyśle to do Canona.. Nie zgodziłam się, zgarnęłam poległe urządzenie do futerału..

Wracaliśmy do domu, po czym host zadał mi pytanie, stwierdzam, że to jego ulubione pytanie 'Co chcesz zobaczyć w Kalifornii?' To mu wymieniam, San Francisco i Los Angeles obowiązkowo.. i, i muszę kupić sobie w końcu przewodnik.. Okej mówi host, to zawiozę Cię do księgarni, mówię mu, że dobrze, że nie trzeba, że sama sobie pojadę, a tak naprawdę to obawiałam się, że będzie musiał długo na mnie czekać, bo w księgarni to ja mogę spędzić dużo czasu, nie no zawiozę Cie.. Pewniee, w domu czeka żona, z trójką dzieci, bajzel na potęgę to facet nawet skłonny w księgarni siedzieć byle mieć chwilę spokoju.. To mu mówię, że ja mogę siedzieć w księgarni naprawdę długo, to lepiej niech mnie tam zostawi, a później odbierze.. No i tak zrobił.. Spędziłam w Borders prawie dwie godziny!! I wyszłam z 'California Trips' i 'The Nanny Diaries' ;)



Przyjechał po mnie host z dziewczynkami, zaszliśmy do włoskiej piekarni po paluchy chlebowe i przyjechaliśmy na kolację.. Miałam jechać na operowskie spotkanie, ale jestem taaak zmęczona, że nie mam siły..
Read More

środa, 27 października 2010

// // 3 comments

Nic nie dzieje się bez przyczyny..

                   (...) a życie przemija jak z piczy strzelił (...)
 Aż trudno uwierzyć, że to już miesiąc.. Zostało mi tylko 11 :D

No to w tę rocznicę zepsuł mi się (zepsułam?) aparat, widocznie tak miało być, nic się nie dzieje bez przyczyny.. Los to los, on tutaj wszystko nakręca, ale ja mu pomogę i oddam, o ile mi się uda, aparat do serwisu, naprawię zbuntowaną maszynkę do robienia zdjęć, niech tchną w nią życie!

Zostałam dziś przyjęta do szkoły, zaczynam 9. listopada językiem angielskim, a od 18. listopada (urodziny Tatusia! ;D) grafikę..

Właśnie wrócił host, poznałam po jego głośnych beknięciach.. Pewnie cały dzień nic nie je, wraca do domu, nawrzuca do tego żołądka co popadnie, byle szybko, byle dużo, a później chodzi i beee beee beee..

Właśnie rozmawiałam z nimi, i mówię, że schrzanił mi się aparat, coś z obiektywem się stało, szukam serwisu, czy może orientują się gdzie mogę uzyskać jakąś pomoc.. Hostka zapytała się mnie co konkretnie się stało, no to mówię, że wg mnie to coś tam wpadło, może jakiś piasek, okruszki... Rada hostki- kup powietrze w sprayu i spróbuj wydmuchać, rada hosta - kup nowy aparat, bo obiektywy są bardzo drogie.. THANK YOU, THANK YOU SO MUCH!!

Jutro jedziemy z Felicią do Mountain View na operowskie spotkanie.. Mają tam być dziewczyny nie tylko z naszej agencji (jak to zabrzmiało!) ale też z innych.. Podobno jest też jakaś Polka - Diana.. A w sobotę jest gdzieś jakieś party halloweenowe (abo jedno!), Felicia mnie ciągnie, ale nie wiem jeszcze co będę robić, chciałam jechać do San Francisco, ale hmm.. Muszę pomyśleć.. I jeszcze przebranie!! O Boshee..

Zdaje się, że San Francisco Giants wygrali dzisiaj mecz.. Prawdziwe szaleństwo, nawet dziewczynki do szkoły MUSIAŁY iść ubrane na pomarańczowo-czarno, w celu wspierania zawodników.. Dobrze, że ich gigantowe koszulki były wyprane.. Fiuu.., ale byłby płacz.. ;)
Read More

wtorek, 26 października 2010

// // Leave a Comment

Czyżby jakieś indyjskie korzenie?! ;>

Ochrzciły mnie dzisiaj 'na nowo', od dzisiaj jestem Martina Shreya, cokolwiek to znaczy.. Dobra zgooglowałam to, Shreya w języku indyjskim znaczy 'piękna'.. Akurat wątpię w to, że znały znaczenie tego imienia, ale powiedzmy, że wcale się nie gniewam za ten indyjski suplement.. :D Teraz to koniecznie muszę iść na Belly Dance!

W dzień ciepło, pod wieczór masakrycznie zimno.. Byłam dzisiaj swoim jednośladem w centrum, wracałam po 21 i ręce przymarzały mi do kierownicy.. Wracałam, było już ciemno, a że zbliża się Halloween, to większość kalifornijskich domów jest hmm.. ozdobiona pajęczynami i wspinającymi się po nich pająkami (dobrze, że w żadną nie wpadłam jadąc rowerem po chodniku - cholera tylne światło w ogóle już nie działa, przednie coś tam dyszy), dyniami, ludźmi bez głów, czaszkami, wiedźmami.. Porażka, aż bałam się wracać, jeszcze po drodze wyskoczył mi spod samochodu, z mega miałknięciem, kocur, jakbym mu przejechała po ogonie (jak już jestem przy ogonach, to Mirka przechodzi fazę Elmirki "Kocham zwierzaczkiiiiiii!!!' i dpastwi się nad biednymi abisynami, ciągając je za ogony i głaszcząc, nie zawsze delikatnie i nie zawsze w tam gdzie one lubią, doprowadzając do tego, że te, jak tylko ją widzą, uciekają  w popłochu tam gdzie się da, tam gdzie są tylko drzwi otwarte!).. Dzisiejszy powrót do domu był niczym tunel strachu, nie wiadomo co czeka Cię za kolejnym skrzyżowaniem..Pedałując ile sił w nogach pobiłam chyba swój rekord na dystansie Target - Dom, przejeżdżając tylko raz na czerwonym świetle... Uff.. :D

Skandal! Wygonili nas dzisiaj z placu zabaw.. No kurde, powiedzieli, że dzieci są za małe.. Czy to w ogóle ma jakiś sens? Place zabaw są chyba dla dzieci nie dla dorosłych.. Jestem zbulwersowana ;) Nie mam teraz gdzie z nimi chodzić, bo powiedziały, że do parku już nie chcą.. Nie dziwię się skoro chodziły tam z Jennifer przez cały ostatni rok..

Dajcie mi samochóóóóóóóód!! Jedyne o czym teraz marzę to samochóóóóóóóód!!!

Zjedli dzisiaj całą kolację - nic mi nie zostawili Amerykańcy paskudni.. ;) A hostka , też mądra pokazała mi tylko opakowanie co dzisiaj było, i dodała, że naprawdę smaczne.. No dzięki bardzo! :D Nie no nie była taka zła, powiedziała, że w lodówce jest kurczę to mogę sobie zrobić.. Jutro zrobię, bo Chili con carne wychodzi mi już uszami, jeszcze pół michy stoi w lodówce..Zauważyłam, że oni jak robią sobie kolację, i jak zrobią nawet tyle, że dla pułku wojska by wystarczyło, to następnego dnia i tak zrobią coś nowego.. A róbcie róbcie..

Cierpię dzisiaj na opóźnioną bolesność mięśni.. Kurcze, zakwasy mam tylko nie wiem, czy to po wczorajszych szaleństwach na kick boxingu, czy od pchania tego podwójnego wózka! Wcisnęli mi podwójny wózek dla tych dzieciuchów.. Ruszyć jednoosobowy to już wyzwanie, a dwuosobowy!?  Podjechać pod krawężnik - spocić się można, ducha wyzionąć.. Codziennie ta sama trasa, codziennie Ci sami sąsiedzi krzyczą Good morning!!, codziennie ten sam Chińczyk, remontujący swoją, a może i nie, chałupę, pyta się 'Czy to są bliźniaczki??', codziennie dwa odcinki specjalne, najpierw po jabłkach ( na naszej trasie rośnie jabłoń z gigantycznymi jabłkami, które spadając z drzewa utrudniają mi przejazd, wpadając pod koła! ), a później po żołędziach..  Niech ten wózek tylko wytrzyma!!

Czas na sen (...) zachłanna i zła wciąż więcej chcę (...)..
Read More

poniedziałek, 25 października 2010

// // 5 comments

(...)musisz obrać w tym wszystkim swój własny kurs(...)

KOZIOROŻEC 22 grudnia - 20 stycznia
Należy realnie spojrzeć na sytuację w której się obecnie znajdujesz. W pracy czeka Cię dość aktywny dzień. Dookoła Ciebie będzie się wiele dziać, więc musisz obrać w tym wszystkim swój własny kurs i dokonać selekcji rzeczy na ważne i te mniej istotne.

Kurde, zostawiłam dziś swój jednoślad na światłach przed pójściem na kick boxing, padły mi baterie... Rozdziawa ze mnie, teraz muszę zainwestować w kupno jakichś dobrych, długowiecznych, bo zanim zdam to swoje prawo jazdy to uuuuuuu... Pół Kalifornii zjadę rowerem..;)

Kupiłam dziś sobie ekologiczne pędzle do makijażu.. Dzięki mojej organicznie żyjącej i żywiącej się rodzinie, która jest za pan brat z recyclingiem (za domem stoi z 5 kubłów) (hmm.. nie wiem na jakim paliwie jeżdżą..), nie używa domestosa!i oddaje zużyte pampersy na kompost.. I ja zaczęłam nabierać tych nawyków.. Wrócę do Polski, do domu z ekologiczną misją w głowie, bo po ekologiczno-organicznym pobycie tutaj zacznie mi się w głowie przewracać.. Będę krzyczeć: Bo w Amełyce, ludzie żyją ekołogicznie, my też możemy!! I zacznę nosić majtki zrobione z Gazety Wyborczej..

Link do żywności organicznej dla zainteresowanych ;) http://www.zdrowylink.pl/zywnosc-organiczna

Dzisiaj na kolacje była organiczna chińszczyzna, tzn. chińskie noodles, podaję przepis, tylko zmaiast kapusty hostka dodała zieloną fasolkę:
http://www.mojegotowanie.pl/kuchnie_swiata/chinska /chinskie_noodles_z_kurczakiem_i_kapusta

W ogóle jak wróciłam z fitnessu zastałam dom w ciemnościach, poszłam sobie odgrzać kolację i nagle ni stąd ni zowąd wyłonił się host ze swoim 'Hi Martina!', on na każdym kroku mi mówi Hi! Hi! Hi!, a jak wychodzi do pracy to jszcze puka w okienko i krzyczy Bye bye! Bye bye! Bye bye! No Baj baj hoście baj baj..  Zawsze się śmieję z jego kraciastej piżamy, bo jest spokojnie o 2 rozmiary za duża, i jak chodzi to nogawki podwijają mu się pod stopy, wygląda jak krasnal Gapcio z Królewny Śnieżki..Do tego nosi t-shirt, też za duży spod którego sterczy okrąglutki brzuch, a host niedługo kończy 40 lat, tzn. w grudniu, jego siostra - Nada - mówiła mi, że bardzo to przeżywa, ale stara się być twardym i nie daje po sobie poznać, że to tak go boli..Puszczę mu na urodziny 'Czterdzieści lat minęło jak jeden dzieeeeeń..Parpapapa..' I popłyną łzy.. Hihi..:D

Dzisiaj mam nastrój na Cohena.. =D



I chwytam 'Bikini' JLW

Good night!! :*
Good morning!! :*
Read More
// // 5 comments

Dom dom d o m

Śpią nareszcie.. Popołudniowa drzemka dzieciaków jest jak gwiazdka z nieba podczas całego dnia pracy.. Można zwolnić obroty i trochę pomyśleć o sobie... Hości rozpieścili maluchy przez weekend, popsuli mi trochę robotę, bo od nowa muszę je 'wychowywać' po swojemu.. W końcu dyscyplina to dyscyplina.. Jak w wojsku, tylko, że na razie one są na etapie bezmyślnych szeregowych, a ja mogę być.. hmm.. majorem, albo generałem! Tak, kocham tę robotę, szybko idzie się na emeryturę..

No to dzisiaj zdjęcia domku, nie całego, ale części..


Widok z przodu - moje robocze auto... :)


Wejście i mój rower!


Cytrynowe drzewo

Living Room 1

Living Room 2

Living Room 3

Ogród 1

Stanowisko do grillowania

Ogród 2

Kuchnia 1

Kuchnia 2

Dining Room


To tak troszeczkę mojego tymczasowego domostwa.. ;)

Mam już bilet do Nowego Jorku.. :D Wylatuję 27. grudnia i wracam 3. stycznia.. Yeeeah.. Cieszę się bardzo, aż nie mogę się doczekać...:D
Read More

niedziela, 24 października 2010

// // 2 comments

AuPair Meeting with Sally Gorąca Siedemdziesiątka!

Sally po prostu przebija wszystkich.. Babka ma spokojnie z 70 lat, ciągle aktywna, prowadzi samochód, w uchu ma zawsze słuchawkę bezprzewodową, pełen make-up, ubiera się jak osiemnastka.. Prowadziła dzisiaj operowskie spotkanie.. Było chyba 6 dziewczyn: Malezja, Japonia, Chiny, Niemcy, UK, Szwecja no i Polska..;) Siedziałyśmy jak głupie, przysypiając i rozmawiając..hmm, tak naprawdę o niczym konkretnym.. Tak spędziłyśmy dwie godziny po czym ruszyłyśmy na zakupy..

Dziewczyny już chyba wprawione, bo wchodziły do sklepu i wychodziły obładowane torbami, ja jeszcze nie mam tego nawyku, wręcz przeciwnie, jakoś dzisiaj ciężko mi było cokolwiek kupić..Alee.. :D Kupiłam..
No buty kupiłam, takie:

http://shop.nordstrom.com/S/3141476?origin=category&resultback=266#reviewAnchor

Z 15 minut zastanawiałam się, wziąć, czy nie, wziąć, czy nie.. No i wzięłam..No tak.. :D Teraz jeszcze tylko ta skóra, i będzie git...Aaa i torbę sobie kupiłam.. No buty zawsze mogę oddać, ale tak mi się podobały do boyriendów, ale nie jestem pewna koloru, bo mierzyłam jeszcze brązowe, ale nie były ze śliskiej skóry, tylko bardziej takie zamszowe, a te jasne są śliskie..

Oczy mi się zamykają, spałam dzisiaj tylko 5 godzin..
Read More
// // 4 comments

San Jose n o c ą

Ula przyjechała chwilę po 21... Jeszcze Faf zdążył mnie złapać na Skype, w Polsce była 6 rano..

Ursula, dla mnie po prostu Ula, jak już wcześniej wspomniałam jest tutaj prawie 3 lata, zmieniła swoją wizę z J-1 na studencką i może legalnie zostać w US jeszcze 2 lata, to ta Ula właśnie dostała ode mnie druga szansę.. Szansę na poprawę swojego zachowania w stosunku do mnie..;) Może za poważnie to zabrzmiało, ale liczyłam na odrobinę uwagi i zainteresowania lub chociaż jakieś pozory.. Chociaż, na zdrowy rozum, czego można spodziewać się od dziewczyny, która dzwoniąc do Ciebie i pytając 'Co tam słychać?' nie czeka na Twoją odpowiedź, tylko sama odpowiada.. Możesz jeść, możesz ziewać, możesz po prostu odłożyć słuchawkę i się zdrzemnąć, a po pięciu minutach wziąć ją z powrotem, a Ula w dalszym ciągu będzie wyrzucać z siebie słowa z szybkością samolotu odrzutowego.. Bo to właśnie jest Ula..

Ula, chyba w akcie desperacji, założyła sobie konto w serwisie dla singli.. Jeszcze jak jej nie znałam, to zaczęła umawiać się z różnymi chłopakami, niestety nie z rodowitymi Amerykanami, tylko z Europejczykami, którzy przyjechali szukać swojego szczęścia.. Z tego co mi opowiedziała, to na koncie ma sporo randek.. Okej, jej wybór..

No dobra, Ula przyjechała swoim białą toyotą po 21, pojechałyśmy do niej bo nie była jeszcze gotowa, a na 22.30 umówiła się ze swoimi znajomymi.. I stało się, pozwoliła mi mówić, i chyba słuchała.. Moja praca głosem poskutkowała, bo starałam się mówić do niej głośno i raczej stanowczo.. ;) Skrót tygodnia, nasze szczęścia i nieszczęścia i droga minęła bardzo szybko, bo w sumie miejscowość, w której mieszka Ula jest z 20 minut drogi od Sunnyvale.. Ula uwijała się jak mogła najszybciej, a efekt był taki, że wyglądała... identycznie jak ja.. ;) Miała tylko inne kolczyki.. ;) Mieli przyjechać po nas jej znajomi, w końcu przyjechał tylko jeden, Irańczyk..;) Irańczyk miał imię też zaczynające się na I..., ale było zbyt skomplikowane, żebym mogła je zapamiętać..Spokojny chłopak, opanowany, a Ula od razu naskoczyła na niego za jakąś tam bzdurę, a na koniec prawie się pokłócili o miejsce w które mieliśmy pójść.. Za te ulowskie krzyki, Irańczyk zreflektował się, mówiąc do niej - Jesteś gruba! :D I to był koniec.. Całą drogę Ula rozpaczała, że wcale nie jest taka gruba, że są grubsze, że popatrz na Amerykanki, że że że.. Broooniła się jak mogła.. Z marnym skutkiem.. Wysiadając z samochodu, poinformowała mnie, że w klubie, przy którym tak się upierała żeby pójść, czeka na nią internetowy kolega, z którym była już na kilkunastu randkach! 'Ale wiesz co Martyna, jeszcze nie mam odwagi go pocałować, on jest naprawdę sympatyczny i bardzo miło mi się spędza z nim czas, ale on jest taki brzydki, nie uważasz?' Hmm..

W jednym miejscu były już dwie internetowe sympatie Uli, po czym zaskoczyła mnie znowu 'Widzisz tego barmana?' Nie nooo, nie wierzę.. Ich trzech i Ula..

Trochę z jednym, trochę z drugim, drinki kupowała u swojego barmana, i się kręci, Ula szczęśliwa od ucha do ucha.. Jednak nie za długa trwała ta sielanka, chłopcy zaczęli się chyba orientować, że żaden z nich nie jest tym jedynym.. Stwierdziłam, że czas się odłączyć od tego towarzystwa i zrobić obejście klubu..

Trafiłam do toalety, gdzie z 4 działała tylko jedna, kolejka do samego baru.. No nic, trzeba czekać.. W tym czasie zdążyłam uraczyć koleżankę z kolejki nazwą leku na trądzik - miała paskudny i tak mi się jej szkoda zrobiło, że powiedziałam jej czego powinna spróbować, miała na imię Star.. ;) Pożyczyłam drugiej koleżance gumeczkę do włosów, bo akurat rozpadła jej się spinka, a akurat miałam na ręce jedną, której wychodząc z domu nie zdążyłam zdjąć.. Wdzięczna była bardzo, ale imienia nie zapamiętałam, może dlatego, że nie było takie 'gwiazdorskie' jak tej poprzedniej.. Reszta dziewczyn w tym czasie zaczęła zachwycać się moimi butami, dwie skośnookie wyłożyły się na śliskich kafelkach, a puszyste Amerykanki przyglądały się w lustrze pewnie mówiąc sobie w duchu 'pamiętaj dziewczyno, najważniejsze jest wnętrze!' No i w końcu była moja kolej...Wyszłam z tego worka pełnego niespodzianek i poszłam sprawdzić co się dzieje na parkiecie.. Zdążyłam już zauważyć Ulę, rozmawiała z jednym z trzech w rogu sali, a później mój wzrok zatrzymał się naaa, żeby nie skłamać, dwumetrowym chłopaku.. Górował nad tłumem ludzi.. Hmm.. Myślę sobie idę, wybadam, co tam się obok kręci.. ;) Ciekawość.. ;p A kręciło się, jakieś Japoneczki czy Chineczki, jedna blondyna podbijała, a on uhahany.. Dobra, nie warto, idę dalej.. Obeszłam wszystko dookoła, no to czas potańczyć.. Ulę cały czas miałam w zasięgu wzroku, i tak nie dałaby mi się zgubić.. :) Żeby nie cisnąć się w tym tłumie poszłam sobie w miarę spokojne miejsce, tańczę, tańczę, niektórzy ludzie, a szczególnie dziewczyny naprawdę dziwnie się zachowywały, jedyne wytłumaczenie - Ameryka! Dalej coś tam się bujam bujam, patrzę, a tu Wysoki patrzy w moją stronę, ale czy na mnie? Chyba na mnie bo za mną tylko ściana, a przede mną nic konkretnego i wartego uwagi... Ruszył, myślę, nie noooo, do mnie idzie? Niee, pewnie do łazienki, o Bosheeee o Bosheee o Bosheee on tu idzie... Podszedł do mnie, i mimo, że miałam na nogach koturny, to musiał się jeszcze nachylić.. Ej no naprawdę był wysoki, ze dwa metry miał spokojnie...Pyta się mnie o coś.. Kurde za szybko, nie zrozumiałam.. No to jeszcze raz, aaa, haha.., jakie pytanie 'Czy uważasz, że jestem przystojny?' Tyy?? Nooo, jesteś po prostu.. Hmm.. wysoki! :D W momentach stresowych mój angielski potrafi naprawdę być połamany.. Ale niestety, wzrost nie był na równi z rozumem.. Chłopak nie znał stolicy Madagaskaru :D Ciao, ciao! ;)
Odnalazłam Ulę, znowu była z kimś innym, zamówiłam sobie w barze.. hmm.. wodę z lodem (naprawdę!) i stwierdziłyśmy, że czas do domu, i tak już zaczęli zapalać światła, więc zbliżała się druga.. Musiałyśmy gdzieś znaleźć naszego szofera i do domu.. Już mnie tak nogi bolały, że jedyne o czym marzyłam to ściągnąć te buciory i włożyć coś płaskiego.. Znalazł się kolega, odnaleźliśmy parking, później samochód i do domuuu.. Jednak czekała mnie jeszcze jedna 'niespodzianka'.. Odrzuciliśmy Ulę do domu, i czekała nas droga do Sunnyvale, dobrze, że się zgodził odwieźć mnie tak daleko, bo nie uśmiechała mi się perspektywa spędzenia nocy u Uli, tym bardziej, że następnego dnia miałam spotkanie operowskie.. Do Sunnyvale dotarliśmy szybko, i gdyby nie godzinne błądzenie po mieście, kolega zapomniał o nawigacji, to byłabym w domu dużo dużo wcześniej.. Dobrze, że Ula pomogła...;p
Read More

sobota, 23 października 2010

// // 4 comments

Polskie 'specjały' ;D

Puka dzisiaj do mnie host.. 'Martina, jeżeli chcesz, to możemy poszukać jakiegoś Polish Deli' Widocznie hostka powiedziała mu, że dopytywałam się o polski odpowiednik twarogu w US :D W necie znalazłam, że twaróg może się kryć pod nazwą 'farmer's cheese' lub 'curd cheese' lub po prostu 'quark'.. No pewnie, że chcę, już tak mi brakuje twarogu, że naprawdę.. W sumie zawsze tęsknię za twarogiem, jak w Bułgarii byłam to było to samo.. No to naszukaliśmy się tych polskich sklepów w necie, jedne były zamknięte, inne za daleko, no ale w końcu znaleźliśmy 'Russian Cafe & Deli' gdzie podobno mieli mieć polskie jedzenie, w tym mój upragniony twaróg.. Cała kamanda zapakowała się do samochodu, ustrojeni w gumowce i płaszcze przeciwdeszczowe jakby ten deszcz miał ich zjeść.. :D I ruszyliśmy do Campbell po mój twaróg... Trochę pesymistycznie do tego podeszłam szczerze mówiąc, w ogóle nie spodziewałam się, że znajdę tam ten mój, ten właśnie twaróg.. Wchodzimy, sklepik wyglądał baaardzo nędznie, jedyne co sprawiało, że był widoczny, to czerwony, rzucający się w oczy neon 'Russian Cafe & Deli'. Wchodzimy, obleciałam szybko wzrokiem wszystkie półki, odwracam się, patrzę na lodówki - JEST - w oczy rzuciła mi się polska flaga na jednej z etykietek.. Kupiliśmy chyba z kilogram, do tego kabanosy i kaszę gryczaną, aa i jeszcze powidła śliwkowe..
No to ile byście zapłacili za takie zakupy w Polsce, jak myślicie?? Kilogram twarogu, 5 kabanosów, kasza gryczana, dżem śliwkowy?? Hmm..?? Tak, tak.. Ok 30zł, my też zapłaciliśmy tyle, tylko, że dolarów... ;)
Na kolację były kabanosy - dziewczynkom bardzo smakowały i chleb razowy z twarogiem i z miodem...:D

No to ten deszczowy dzień kończę imprezą w San Jose.. Ula dostaje drugą szansę, chociaż nie liczę na jakąś znaczną poprawę, i podejrzewam, że znowu zbombarduje mnie swoim słowotokiem, co ona, gdzie ona, z kim ona, a gdzie oni... :D Relacja jutro!!

Nighty night!!
Read More
// // 3 comments

Uwielbiam...

Uwielbiam soboty, nie, ja kocham soboty, szczególnie po całym tygodniu pracy.. Mogłabym to samo powiedzieć o niedzieli, ale w niedzielę zawsze dopada mnie świadomość, że za chwilę będzie poniedziałek i nie wezmę już sobie kawy do łóżka i nie przejrzę swoich ulubionych stron w internecie.. Bez pośpiechu.. :D

Za oknem pada deszcz i tak zastanawiam się, czy ja naprawdę jestem w Kalifornii.. Ale deszcz jest potrzebny, bo wszystkie drzewa są tutaj takie niewyraźne, jakby ktoś wyssał z nich całą esencję koloru, pozbawił życia, przyroda w niczym nie przypomina naszej złotej jesieni, którą tak się zachwycamy jadąc z Giżycka do Rynu..

Koniec bujania w chmurach..Czas wrócić na ziemię, do kalifornijskiej rzeczywistości, która wcale nie jest zła, jest po prostu inna..
Read More

piątek, 22 października 2010

// // Leave a Comment

Ciachooo!!

No dobra, niech im będzie.. Zrobiłam im to ciasto, tzn jeszcze się robi, jeszczeee z 7 minut i będzie gotowe.. Aż samej mi się zachciało takiego domowego, pachnącego i w ooch...

A jak już jesteśmy przy jedzeniu, to wczoraj na kolacje hostka kupiła QUICHE (kisz) ze szpinakiem i z batatami.. Zaraz gdzieś znajdę przepis, wygląda na to, że jest bardzo proste do zrobienia i naprawdę pyyyszne...

http://allrecipes.pl/przepis/2372/quiche--kisz--ze-szpinakiem.aspx

albo

http://simplecookingpleasures.blogspot.com/2008/04/quiche-ze-szpinakiem-i-orzeszkami.html

I mam jeszcze jedno danie, ze dwa tygodnie temu hostka zrobiła na kolacje, bardzo prościutkie.. Piersi z kurczaka włożyła do naczynia żaroodpornego, na to wylała słoiczek suszonych pomidorów w oliwie i słoiczek marynowanych karczochów no i wstawiła to do piekarnika.. Super wyszło.. W ogóle stwierdzam, że uwielbiam suszone pomidory.. Nie wiem tylko, czy nie dodała do tego śmietany, ale wątpię, bo oni raczej nie są śmietanowi, z resztą ja bym nie dodawała.. :D

Dzisiaj wszyscy są dla mnie wyjątkowo mili, może słyszeli moją wczorajszą rozmowę z mamą.. Słyszeć to oni słyszeli, ale czy coś zrozumieli :) Jedyne co, to mogli wyczytać z tonu głosu, że mam jakiś problemik.. Host od rana zagadywał, hostka jak tylko wróciła z pracy, to też za coś mnie przeprosiła, aaa, wiem, bo zapytałam się jej jak ja dzisiaj mam pracować, czy rano czy po południu, bo część dnia miała pracować Gaga, a ona siedziała sobie na kanapie i powiedziała, żebym poszła się jej zapytać.. No, a dzisiaj mnie przepraszała, że tak powiedziała i że powinna pójść ze mną, czy coś takiego.. Boshe boshe..

No dobra właśnie jestem po cieście, a właściwie jesteśmy.. Chyba wyszło.. :D Tzn. myślę, że jest jeszcze za świeże, bo jabłka trochę się rozlewały, ale jedliśmy jeszcze gorące... Rodzinka sobie dodała bitej śmietany i smakowało.. No to się cieszę..

Byłam dzisiaj rano na zakupach, oczywiście na rowerze.. Tylko tak, nie przewidziałam skutków mojej wyprawy.. Lekko padało, mój jednoślad niestety nie ma błotników także caaaaaałe błoto zostało na moich plecach tworząc plamę sięgającą od tyłka aż po sam kaptur.. Wybrała się gwiazda na zakupy, no nic zaparkowałam przed sklepem, wszyscy wysiadają z samochodów, a ja przypinam rower do lampy, ściągnęłam tę kurtkę i schowałam do torby i poszłam kupoować.. Szukałam , wynajdywałam, same przeceny oczywiście, i gotowa idę do kasy, a Pani mnie się pyta, czy może jeszcze chcę 20% rabatu, mówię jej, że oczywiście, że chcę, no to trzeba założyć kartę, ale do karty był potrzebny mój 'amerykański pesel', któergo nie miałam przy sobie, także ciuszki leżą odłożone i czekają do jutra...
Read More
// // 1 comment

Poranek..

Chyba jednak zorientowali się o co chodzi..

Godzina 8.12.. Specjalnie leżałam sobie w łóżku i czekałam aż Gaga z dziewczynkami wyjdą do szkoły, żeby pójść i spokojnie zrobić sobie śniadanie.. Miałam ochotę na parowany omlet, ale pocieszyłam się tylko takim smażonym.. No trudno.. Ale do sedna sprawy.. W domu był tylko host, bo widoczniej miał na później do pracy 'Głood Mołnig Małtina' powiedział, bo akurat mył zęby swoją elektryczną szczoteczko na podwyższonych obrotach.. Wyszedł z kuchni, pewnie poszedł wypłukać zęby, chociaż podobno Amerykanie nie płuczą zębów tak jak my, nie wiem bo te dziewczynki jeszcze zębów nie myją, no może tylko najstarsza, bo w naszej łazience jest tylko jedna szczoteczka, no ale wrócił i zaczyna rozmowę o prawie jazdy, że mu bardzo przykro, że tak się stało, sratatata.. A na koniec dodał, że Jessica-hostka, ma dzisiaj porozmawiać w pracy, kiedy może wziąć pół dnia wolnego w pracy i mnie zawieźć na ten egzamin, a jeżeli jej się nie uda, bo ostatnio brała dużo wolnego z powodu naszych chorób, to on weźnie, bo w ogóle to Gaga nie przyjeżdża w przyszłym tyg i takie tam.. Coś tam się pośmiał pośmiał, jak to w nocy nie mogli spać bo Amira płakała, i Gaga, która spała z nią w pokoju musiała w środku nocy wstać ( dziwię się, że ona słyszała coś, bo wieczorem jak szłam spać to na umywalce leżały jej zatyczki do uszu!! ) przenieść się do dużego pokoju, a na jej miejsce poszła spać hostka..

Biorę rower i jadę.. Mam czas do 12.30, bo zaczynam pracę..
Read More

czwartek, 21 października 2010

// // 2 comments

Grrrr... Złość przeze mnie przemawia....

W skali 1-10:
mój stan fizyczny oceniam na 3 z minusem;
stan psychiczny na marne 4;
poziom wkurwa dnia dzisiejszego na 10 z plusem!!!

No już mnie tak zlekceważyli, że naprawdę.. Porażka..
Miałam jechać zdać ten test na prawo jazdy, ze trzy razy im wczoraj mówiłam, że muszę się pojawić w biurze przed 16, chociaż mają otwarte do 17.30, bo testy pisemne są tylko i wyłącznie do 16.. Cały dzień było spoko, nawet z tymi krzykaczami się dogadywałam, a właśnie dzisiaj ze szkoły miała Leilę odebrać babcia Gaga, miały szybko przyjechać po nas i miałyśmy szybko pojechać do DMV żebym zdała egzamin.. Czekam, czekam, już 15.07, dzwonię do hostki, pytam się jej, co mam robić, Gagi nie ma, dzwonię do niej, nie odbiera, kto w końcu odbiera Leilę ze szkoły, hostka powiedziała, żebym jednak poszła po nią do szkoły, ubrałam dziewczynki, władowałam w wózek jedziemy.. Nagle dzwoni Gaga mówi, że ona właśnie wychodzi ze szkoły, odebrała Leilę i jadą do domu, za kilka minut będą.. Było już ok 15.15.. Czekam na nie czekam, już 15.40 nie ma.. Raptem wchodzą spacerkiem do domu, pytam się jej czy wie, że jak nie nie będzie przed 16 tam, to nie podejdę do egzaminu bo będzie za późno.. To te dziewuchy jak na złość tak się ociągały, że wyjechałyśmy 15.45.  Już wiedziałam, że nie zostanę dopuszczona do tego egzaminu, le myślę sobie, doooobra.. Spokojnie Tyna nie ma co się denerwować... Głowa mi aż pulsowała, gorąco mi było, w samochodzie klimatyzacja nastawiona była chyba na plus 25 stopni, myślałam, że oszaleję..Weszłam do biura, była za trzy 16, patrzę na kartkę, a tam napisane jest, że nie do 16, a do 16.30 Kurczę, no cud chyba jakiś.. Gówno prawda, zanim zarejestrowałam się w pierwszym okienku minęło z 15 minut, później czekałam w kolejce do kolejnego okienka - kolejne 15 minut, no a w rezultacie i tak byłam spóźniona o 3 minuty i tak.. Z resztą szkoda gadać, nie wiem kiedy ponownie będę miała szansę pojechać tam i zdać ten pieprzony egzamin..
Zero organizacji..
Zero przejęcia..
Tylko 'Sorryyyy'.. Srori, a nie sorry..
Dobrze, że chociaż była dzisiaj dobra kolacja...

Ale tak, czy inaczej, jedyne o czym teraz marzę to W E E K E N D i to z dala od tego domu, potrzebny jest mi odpoczynek.. Źle nie jest, nie.. Ale przerwa jak najbardziej wskazana..

Nie no wkurzyli mnie dzisiaj, naprawdę...
Dziękuję Mami :*

Specjalnie coś dla Pendżinki :D



I Mireczka..:D
 


Read More

środa, 20 października 2010

// // 3 comments

Let's talk... No to sobie pogadaliśmy..

No to jestem po 'family meeting'..  Nie było tak źle, ogólnie to było nawet przyjemnie.. Hostka otworzyła jakiś podręcznik o wychowywaniu dzieci, trochę mi poczytała, przełożyła na swój język, dobitnie wytłumaczyła udając głosy dziewczynek i zakończyli tym, że mam nie brać do siebie tego ich płaczu i krzyków i marudzenia, tylko robić swoje.. A one prawdopodobnie trochę mnie testują, bo chcą zobaczyć na ile mogą sobie pozwolić..
Oparła się głównie o książkę..:D Amerykanie.. :D

Co do prania...' Martyna, bardzo Ci dziękuję, że włożyłaś moje pranie do suszarki, ale następnym razem, proszę możesz położyć je na naszym łóżku, bo włożyłaś je do kosza, do którego zwykle wysypuję kupki kotów..' Jakiego ja buraka strzeliłam.. Myślałam, że z krzesła spadnę.. Wszystkie jego koszule, i skarpetki, Hahaha.. Nie mogę.. Biedaczysko, musiał prać jeszcze raz :D

Dostałam oficjalne zaproszenie na weekend w górach, do ich domu, okej mogę jechać, tylko najpierw muszę sobie sprawić jakieś porządne buty...i gruby sweter..

Trochę mi się polepszyło samopoczucie, dzisiaj miałam jakiś kryzysowy dzień..Ohh.. Jeszcze jutro ten egzamin.. Przeżyjemy...

Mam ochotę na szpinak...
Read More
// // Leave a Comment

Na Nielegalu.. :D

Teraz robię coś 'illegaly' :D mianowicie, siedzę przed komputerem w godzinach pracy..;p Ale adrenalina! Nie no, żartuję sobie.. Dzisiaj Księżniczka i Leila są w szkole, mała poszła wcześniej, i to duuuużo wcześniej spać, bo ok 12 przychodzą sprzątać dom i dziewczynki nie będą miały popołudniowej drzemki - jaka szkoda! - dlatego hostka powiedziała, żebym spróbowała położyć ją ok 9, no to położyłam.. Mała gaworzyła coś tam po swojemu, ale teraz słyszę, tzn.nic nie słyszę więc pewnie sobie przysnęła..

Powtarzam te swoje testy na prawo jazdy, Bosheee mam takiego stracha..

Ooo, chyba mała jednak nie śpi.. Idę ją zgarnę z tego łóżeczka..

Aaaa, na dziś wieczór zostało zapowiedziane zebranie, mają mi powiedzieć kilka szczegółow, coś tam coś tam.. Na stole w kuchni hostka zostawiła otwarty notes, gdzie widocznie zapisała sobie wczoraj co ma mi powiedzieć.. Punkt pierwszy - kieliszki do wina myć ręcznie nie w zmywarce, pozwól Nouriemu zająć się kieliszkami, albo nasze pranie możesz zostawić na łóżku (bo wczoraj włożyłam je do kosza na czyste pranie, to ja nie wiem do czego jest ten kosz?!), zobaczymy..

Rano, jak host mówił mi o tym zebraniu, to powiedział jeszcze, że Leila ostatnio skarżyła się na mnie, że nie pozwoliłam im oglądać Boba Budowniczego na DVD, i powiedziałam , że jest nudny i dla chłopców.. To ja mu powiedziałam, że to była moja opinia na temat tej bajki, bo jak byłam mała to nie lubiłam Boba, i że dałam im do wyboru kilka filmów, i może trochę zasugerowałam, ale tylko trochę, wcale się z nimi nie kłóciłam, żeby jednak obejrzeć musical.. I wcale nie rozpaczały, że nie obejrzą Boba, wręcz przeciwnie, były wniebowzięte, że mogą oglądać musical.. Reszta - wieczorem!

Ahoooj!!
Read More
// // Leave a Comment

Ułóż zdanie z wyrazem mózg...

...zadanie domowe Leili, musi wystąpić wyraz 'mózg' i jakiś przymiotnik.. Piękne kobiety mają mózgi większe niż mężczyźni. W rzeczywistości, kobiety mają mniejsze mózgi, za to wydajniejsze!, ale mała napisała to pierwsze zdanie.. :D I była zachwycona..

Wczoraj miałyśmy wypadek, a raczej wypadeczek.. Skończyło się na rozciętej wardze, niestety mojej wardze.. Tak mnie Mirka głową uderzyła, że sobie zębami przycięłam dolną wargę i kuku...Tyle, że ja nie rozdarłam się tak, jak zwykle Księżniczka, tylko twardoo, nic nie boli.. :D A Księżniczka dzisiaj dosłownie odwalała..Darła się, ryczała, uciekła, nie słuchała się mnie w ogóle, pogryzła Mirkę - ale PRZYPADKOWO.. Chciała jeść najpierw jajka, później tosty, owsiankę.. Już sama nie wiedziała co tam chce.. A Ci rodzice jak durni, spełniają każdą zachciankę, a ona kieruje nimi jak samochodzikami.. Mała dyktatorka..(niech się któryś/aś odważy coś skomentować, tak Tatusiu, tak Pendżino, tak SzomXie do Was mówię!!)

Za to Mirka wczoraj najadła się wieczorem kredek, rezultatem była tęczowa kupka!! Wszystkie kolorki.. Myślałam, że padnę ze śmiechu.. I w ogóle spadła mi dzisiaj z krzesła, ale dzielny pampers uratował małą pupę.. W ogóle, ja tego nie rozumiem, że z takiej małej pupy taka duża kupa!? Czasami w pampersiaku się nie mieści, chociaż, jak ona na śniadanie potrafi wybumbolić pól litra mleka.. Mleko to też one piją: Mirka tłuste, Księżniczka sojowe, a Leila 1% Oszaleć można.. Dlatego owsiankę gotuję na wodzie, a później każdej dodaję mleko oddzielnie..

Dzisiaj to byłam tak bardzo zmęczona, że położyłam małe spać w południe i sama wślizgnęłam się pod swoją kołdrę trochę poleżeć, planowałam z pół godzinki, a skończyło się na półtorej.. :D I nie zrobiłam prania Sasa.. Ale za to na deser przyrządziłam im galaretkę z truskawkami, i czaicie, jadły ja pierwszy raz w życiu! I była taka cisza, i pytały się co to jest, i że pycha.. Tylko buziaki miały całe czerwone... W piątek mam im zrobić naleśniki - po polsku, bo już jadły po japońsku, po niemiecku (też jadłam i nie smakowały mi!) no to teraz chcą po polsku.. No to im zrobię.. Widziałam, że mają też sprzęt do robienia gofrów, to może któregoś dnia i gofry im zrobię, jak diabły małe będą grzeczne..

No jak na razie, cały mój wolny czas kręci się wokół testów na prawo jazdy.. Ja nie wiem, czy zdam ten pisemny egzamin, ciężko będzie.. Naprawdę, zastanawiam się nad wzięciem wersji angielskiej (wiem, że mają też polską, ale podobno jest źle przetłumaczona), ale z drugiej strony jak coś źle zrozumiem..

Oj, niewyspana jestem..Kładę się, dzisiaj miałam naprawdę ciężki dzień..

A hostka co dzisiaj zrobiła.. Wróciła z pracy, i akurat dziewczynki rozrzuciły swoje materiały do przebierania, to ta wzięła srebrną pelerynkę i krzyczała SuperMamaaaaa i biegała po pokoju.. A później założyła ją sobie na głowę, i dziewczynki powiedziały, że wygląda jak Maryja..

Mirka coś tam skomli za ścianą, może śnią jej się jakieś koszmary,,,??!!
Read More

niedziela, 17 października 2010

// // 7 comments

Ponoć nigdy deszcz nie pada w Kalifornii.. - G***o prawda :D!

Widzisz moja droga Siostro, wpisy stały się krótsze ponieważ do mojego operowego życia wdała się rutyna związana z wychowywaniem tych małych brzdąców.. Trochę też zaniemogłam i mózg przestał pracować ale obiecuję wezmę się w garść i dam z siebie wszystko by było ciekawie i długo..

Trzeba widzieć jak sobie dobierać znajomych - właśnie do tego stwierdzenia dzisiaj doszłam.. Nie masz samochodu? Proste. Znajdź koleżankę, która go ma... :D! No i znalazłam, Szwedka- Felicia, ta z którą byłam w Nowym Jorku ma swoją furę, może jeździć na swoim międzynarodowym prawie jazdy, ja tez bym mogła gdyby hości mi pozwolili, ale oni nie pozwalają, dlatego muszę zdać egzamin, no a ona może, i ma swoją Hondę..

Wczoraj ugadałyśmy się na dzisiejszy wypad, na zakupy.. Przyjechała po mnie ok 11 i zaaanim dotarłyśmy do tego centrum handlowego, ojeju, błądziłyśmy, błądziłyśmy, znowu nie ta ulica i znowu nie ta, koszmar.. A najlepsze, że miałyśmy GPS, tylko ten mały sprzęcik nie chciał nas słuchać.. W końcu musiałyśmy wrócić pod dom Felici, wtedy wyłączyła nawigację, wyciągnęła z torebki własnoręcznie zrobioną mapę i spokojnie dotarłyśmy do celu.. I nie prowadził nas Krzysztof Hołowczyc...

Dzisiejsze zakupy to:
* spodnie boyfriendy - $19,99
* parka khaki - $14,99
* jeansowa koszula (nareszcie!) - $5
* brązowe spodnie rurki - $6

Na lunch zjadłyśmy sobie po kanapce w Subway'u i ruszyłyśmy dalej w poszukiwaniu trampek Converse.. Ale nigdzie nie było naszego rozmiaru (nosimy ten sam - 7 lub 7,5) Aktualnie kupienie butów to dla mnie sprawa priorytetowa, bo w tych co teraz chodzę mam dziury w podeszwach.. A dzisiaj pierwszy raz od kiedy tu jestem padał deszcz! Najprawdziwszy mokry deszcz kalifornijski... A ja mam dziury w trampkach- zupełnie nieprzygotowana..

Wróciłam do domu po 17, hości dzisiaj się nie postarali z kolacją - tylko makaron z sosem pomidorowym i parmezanem, dobrze, że zostało trochę łososia z wczoraj to sobie odgrzałam.. Muszę oszczędzać ten swój brzuch, bo nie mam najmniejszej ochoty przeżywać tych katuszy ponownie..

W Ikea kupili mi nową zasłoną do szafy - jednak, podejrzewam, że luster się nie doczekam, i do tego zestaw koszyków na różne pierdoły.. A do 'domu' host kupił, no szalony jakiś, ze 20 plastikowych talerzyków dla dziewczynek, tyle samo kubeczków, i sztućców.. Może i 20 to nie jest dużo na 3 dziewczynki, ale w domu mieli już ze 40! Nawet w zmywarce to wszystko się nie mieści.. Hostka mówi mu, że nie potrzebne, że mamy, że po co, a ten jak zmierzył ją wzrokiem to uuuh, strach się bać.. Ja to tam się nie udzielam, włączam odpowiedni uśmiech, a dysponuję pełną gamą uśmiechów, i do przodu.. Niech mają sobie i całą zastawę plastikową.. Mi to jest rybka..

W każdym bądź razie, mam nową zasłonę i nowe koszyki i porządeczek w pokoju... Jak wróciliśmy z zakupów to host szybko przygotował kolację(czaicie, że za niecały kilogram łososia hostka zapłaciła $39! szok, a choinki świąteczne kosztują u nich ponad $100!!) czyli był łosoś, ziemniaczki i brokuły - yummy!!
Ale uwaga uwaga, nie spodziewałam się tego, bo w ogóle jadłam z nimi pierwszy raz kolację odkąd tu jestem, zawsze jedli późno, tak po 21 to ja już nie jadłam z nimi, a teraz była okazja, dobre jedzonko to przyszłam... A oni przed kolacją złapali się za ręce wszyscy wszyscy i Almeeen, Ameeeeeeen, Aaaaameeeeen, Dziękujemy Martyna, że z nami jesz, dziękujemy Mamusiu, że zrobiłaś zakupy na ten posiłek, dziękujemy Tatusiu, że przygotowałeś ten posiłek.. Mi szczena opadły, myślę Booshe kochany, gdzie ja jestem, jakoś mi się gorąco zrobiło, tak dziwnie, no ale zjadłam ze smakiem..

Dobrze się z nimi czuję, tak naprawdę nie krępuję się, o wszystko ich pytam, oni zawsze pomogą, zawsze odpowiedzą, doradzą.. Bardzo pozytywni ludzie, i dziewczynki już do mnie się przekonały, wiem jak je przekupić :D, jak przechytrzyć, jak skołować Sasasa.. :D Trzeba sobie radzić, co by mi za ciężko nie było ;)

Jeszcze poluję na kupno kubka.. Naprawdę marzy mi się tutaj własny kubek, już nawet widziałam taki w Starbucks, tylko muszę tam dotrzeć i go kupić - może jutro... Każdy ma tutaj swój kubas, nawet podpisany, a ja jeszcze nie mam...

Dodałam sobie wczoraj do znajomych J.L. Wiśniewskiego, dzisiaj rano mnie zaakceptował, pewnie jak stado innych jego wiernych czytelniczek.. ;D Właśnie 15. października wyszła jego nowa książka, chyba ktoś będzie musiał mi ją przysłać :D Proszę się nie kłócić kto!! Nooo proszę się nie kłócić!! :D

A to moja kanciapa:

Read More

sobota, 16 października 2010

// // 4 comments

I'm back!!

Powrót do żywych.. Spałam chyba z 20 godzin, ale nareszcie czuję się normalnie..

Plany na dzisiaj.. Jedziemy do IKEA po coś tam..

Przepraszam bardzo, że przerywam wykład o swoich dzisiejszych planach, ale jestem świadkiem niesamowitego zjawiska, nietypowego widoku.. Za moim oknem, po płocie, zasuwają wiewiórki!! STADAMI piszczą i wygłupiają się.. Czuję się co najmniej jak w animowanym filmie.. Brygada RR czy też Alwin i wiewióki.. Szok.. Zaraz wpadną mi do pokoju i zapytają, ' Hi Tinka, What's up! Masz orzeszka??!!'

No to tak, IKEA z hostami, później, jak już wrócimy to wezmę sobie rowerek i śmigam do księgarni - Border po kilka rzeczy, i jeszcze do jednej drogerii, ale nie pamiętam jak się nazywa.. Po powrocie mam zamiar robić te testy do prawka oby jak najszybciej je zdać i ruszyć się z tego domu..

A dzisiaj jak wstałam i tylko otworzyłam drzwi od pokoju, jak mnie zobaczyły dziewczynki to tylko Maaaartinaaaaaaa i wszystkie przybiegły do mnie uhahane, i pytały się, czy jestem zdrowa.. No tak stęskniły się za mną, no ja za nimi też, może tylko troszeczkę mniej.. ;)
Read More

czwartek, 14 października 2010

// // 8 comments

Prawko czas zdać..

Już mam dosyć, basta, stopp.. Potrzebuję przerwy, dłuuugiej przerwy..

Dzisiaj poddałam się, stwierdziłam, że nie dam rady cały dzień biegać za dziewczynkami, tym bardziej, że najstarsza nie poszła do szkoły z powodu choroby.. Musiałam coś wymyślić..FILM - obejrzymy coś na DVD.. Na samo hasło DVD, aż oczy im się zaświeciły.. Nawet posprzątały cały pokój śpiewając przy tym 'It’s time to clean up clean up, Everybody do your share, Clean up clean up, Soon the mess will not be there...'  (Faf - misja - przetłumacz tekst ;)

Pozwoliłam im wybrać film, sama miałam ochotę na 'Zakochanego Kundla' Disney'a, albo 'Piotrusia Pana', ale one chciały.. Boba Budowniczego! Ile musiałam się natłumaczyć, że to dla chłopców, że to nudne, że taka bajeczka dla dzidziusiów, ale nie chciały ustąpić.. Patrzę ile trwa ten film - 37 minut??!! Oszalałyście, tak krótko?? Przestałam już zwracać uwagę na tytuł tylko zaczęłam szukać tego najdłuższego.. I znalazłam - 178 minut- Bosheeee do 12 mam je z głowy.. :D Zgodziły się na musical - 'The Sound of Music'..




...musical z 1965 roku, ich ulubiny, a to dlatego, że ta dziewczynka w kapeluszu jest koleżanką ich babci, mamy hostki, mają jej zdjęcia i autograf, widziały już ten musical z 20 razy i ciągle im mało.. Ale powiem szczerze, że i ja się wciągnęłam.. Włączyłam sobie angielskie napisy i dałam radę! Yeah.. ;D Mała Mirka nie była raczej zainteresowana oglądaniem, ale władowała mi się na kolana z książką, tak, że jednocześnie oglądałam film i przewracałam strony w książeczce, żeby mała mogła oglądać obrazki.. Średnia była zazdrosna, jak mała zeszła mi z kolan od razu mi się wpakowała i jeszcze przykryła kocem, także jak Mirka wróciła to była bardzo rozczarowana, że kolana są już zajęte, ale poradziła sobie- usiadła na Lauren i tak siedziałyśmy sobie we 3 na podłodze pod kocykiem.. Leila chora leżała na kanapie...


Skończyłyśmy oglądać ok 12 - no tak prawie 3 godziny, dziewczynki szybko zjadły i poszły spać!! Dzień marzenie.. :D Spały do 16! Było tak cichutko, cichuteńko.. Po 16 przyjechał host i zabrał Lauren na lekcję baletu - ściema nie balet, ale okej ;) Endżino żebyś widziała jak mała była ubrana: różowe rajstopy, różowe body, na to różowa spódnica z siateczki i różowe baletki, a butki do stepowania (bo one jeszcze stepują!) włożyła do różowej torebki Mickey ;D No normalnie Pinkilandia.. :)


Mirka w końcu się do mnie przekonała, do tego stopnia, że chodzi za mną cały czas, jak ją wołam to nie marudzi tylko grzecznie się słucha, kupę śmiechu z nią mam, moja najlepsza kumpela! Szkoda że o 22 lata młodsza, tak to byśmy razem skoczyły na jakiś shopping lub potańczyć ;D Kąpałam ją dzisiaj :D


Moja jajecznica im dzisiaj smakowała, powiedziały, że jest pyszna.. A ja zrobiłam zwykłą polską na maśle i dotego ciepłe tosty, też obowiązkowo z masłem.. Ale wcinały..


Dostałam w końcu Social Security Number i mogę podejść do egzaminu teoretycznego.. Tylko najlepsze jest to, że wszystkie biura, gdzie mogę zdać ten egzamin, są otwarte od 8 do 17, czyli w godzinach mojej pracy.. 
Akurat byłam w kuchni, kiedy host zajadał kolację - kurczaka z brokułami i ryżem (dzisiaj wyrzuciłam całe jedzenie z lodówki, które leżało dłużej jak 2 dni, aż się luz zrobił, nie dziwię się, że chorujemy skoro oni nawet owsiankę ze śniadania przechowują!) i tak mówię do niego, że mam ten numer, że mogę już planować egzamin, a on na to - to może jutro? Że co, że jutro, że tak od razu, że mam podejść i zdać ot tak - aż oparłam się o zlew, myślę sobie, kurczę do jutra nie ogarnę tych znaków - Pytam, a może w poniedziałek??!! A on na to, że w poniedziałek to on pracuje i najlepiej jutro.. Myślę no dobra, nic mi nie pozostało tylko iść obczaić znaki i krzyżówki.. (u nich jest tak, że na czerwonym  świetle można skręcić w prawo jak nic nie jedzie!) Ostatnia nadzieja to, że jutro będzie biuro zamknięte.. Poleciałam szybko do kompa sprawdzić wszystkie biura w okolicy i modląc się żeby jutro było nieczynne... i wymodliłam, akurat w piątek 15. i w piątek 22. biura w okolicy (a są 3) są zamknięte.. Podejdę do egzaminu prawdopodobnie w czwartek.. Uff. UFF.. 


Ojej, najdłam się mrożonych jagód i malin i teraz mnie brzuch boli..


A poza tym dostałam jeszcze kartę debetową Wells Fargo Bank :) i muszę tylko aktywować konto iii czas na jakieś zakupy - jestem już po dwóch tygodniówkach, czas to uczcić..


Jutro tylko 5 godzin i weekend.. :D
Read More

środa, 13 października 2010

// // 2 comments

Prawie Kubica.. Prawie w płot..

Rzekłabym dzień jak co dzień.. Pobudka, śniadanko, odprowadzenie do szkoły, spacerek, kupka, siusiu, porządeczki, znowu jedzonko i znowu kupka.. Coś za dużo tej kupki, nawet ja dzisiaj wdepnęłam w wiewiórczego bobka, kot narobił na dywan, dzisiaj Leila zwymiotowała na dywan - biedny ten dywan..


Jedziemy odebrać Lauren ze szkoły - zdjęcia zrobił hydrant ;)


Dzisiaj dziewczynki odwiedzili dziadkowie, rodzice hosta.. Przylecieli z Wielkiej Brytanii na jeden dzień, bo ich córka, a siostra hosta kupuje to mieszkanie w SF, i właśnie mieli jej pomóc.. Przylecieli po 10, a u nas byli po przed 12.. Amira, ta najmłodsza, w ogóle ich nie kojarzyła, a ta babcia - Kaluli na nią mówią - powiedziała, że jak ją ostatnio widzieli to nawet nie umiała chodzić, a teraz to śmiga, że ciężko za nią nadążyć.. Także Amira za bardzo się babcią i dziadkiem (cały czas do niej krzyczał mora mora mora mora mora mora, cokolwiek to znaczy...) nie przejęła, po 12, jak zwykle poszła w kimę.. Babcia 'przejęła' Lauren to i ja miałam chwilę wytchnienia.. Dziadkowie z Europy zwinęli się szybko, bo o 17 mieli to spotkanie, z Leilą nawet się nie zobaczyli..Z domu wyszliśmy razem, oni pojechali do SF, a ja poszłam z dziewczynkami odebrać Leilę..

Byłyśmy dzisiaj na placu zabaw, tak na pół godzinki, przy huśtawkach siedziały trzy nastolatki, może po 13-14 lat miały, i wiecie co miały - tort!, duży okrągły tort, i zjadły go! Cały tort zjadły, małe pączki...
Leila coś nie była w nastroju, jak się później okazało tummy bug dopadł i ją.. Kolejna ofiara... ;)

Najstarsza - Leila

Dwie siostrzyczki..

..trzy żywioły :D



Zawinęłam się na siłownię jeszcze przed 18, chciałam zdążyć na jedne ćwiczenia - 'high low impact' - i to było coś w stylu STEPMANII!! Tak, wiedziałam, że coś mi przypominały te zajęcia, jak nic Stepmania, taka chińska, czy japońska muzyka, żółtoskórzy popierdzielali do tego jak roboty, a ja nie mogłam załapać kroków, po pół godziny zrezygnowałam, poszłam na taki a'la rowerek, i wróciłam na późniejsze zajęcia, na kick boxing..

Odkryłam dzisiaj fany sklep, dużo markowych kosmetyków za 50 % ceny.. :D

Prawie Kubica.. A am właściwie to Mirka jest pilotem, bo ze mnie to był driver... :D



Host powiedział mi dziś, że odwalam kawał dobrej roboty z całą trójcą.. Odwalam hoście odwalam..

Miała dzisiaj przyjechać babcia Gaga, ale w końcu zrezygnowała, bo nie chce załapać choroby, a w piątek ma ważne spotkanie z koleżankami.. No tak, mój wolny dzień czwartkowy przesunął się na piątek.. No dobra, tym razem wybaczam.. Ale następnyyyym...

Idę obejrzeć jeszcze Rookie Blue, Endżino, są napisy do 6. odcinka.. :)
Read More

wtorek, 12 października 2010

// // 4 comments

Martina, the house is soooo clean.. Thank u!

NO! w końcu zauważyła, że jak wstaje rano to pierwszą rzeczą jaką zrobi nie jest przejażdżka na jednej z zabawek dziewczynek!

Okej, to muszę się przyznać, że tummy bug dopadł mnie dzisiaj w nocy, chwilę po 24.. Bosheeee jakie razstrojstwo, porażka.. Ale już lepiej się czuję..

Właśnie oglądam Clueless, i laska robiła prawko w Beverly Hills - oblała.. Ale film jest z 1995 roku..Ja muszę się postarać..;)

A u mnie dzisiaj:

Hahahah..:) UPAŁ! UPAŁ UPAŁ UPAAAAAŁ..

To co my dzisiaj robiłyśmy.. Hmm... Rano śniadanko - jajeczko, później host odwiózł Leilę do szkoły, a hostka jeszcze została w domu, bo źle się czuła.. Jestem pewna, że powodem naszych rewolucji, i górnych i dolnych jest to tajskie jedzenie.. Później zjadłyśmy po kawałku pizzy i marchewki, galaretkę..No i poszły nareszcie spać..Niedługo Kopciuszka będę znała na pamięć, bo Lauren ciągle puszcza audiobooka Cinderella, aż sobie pożyczyłam film Disneya, bo nigdy nie oglądałam, a zawsze chciałam obejrzeć, dlatego idę zaraz się wykąpać i będzie bajkaaaa!! :D

Część mojego teraźniejszego życia ;D


Mały Destroyer!

Najbardziej lubię, jak jest taka grzeczniutka...

Princessa Lauren - Endzina, to Twoja bratnia dusza!!

Amira Zoe

Jeszcze za duże, może za roook...

Coś nie ma dzisiaj inwencji twórczej.. jedyne co czuję to zakwasy w barkach po tym wczorajszym kick boxingu.. W TV leci teraz Kleopatra.. Idę się wykąpać i kładę się wcześniej spać..
Read More

poniedziałek, 11 października 2010

// // 4 comments

Tummy bug na Ticonderoga Drive..

Nie mogę się powstrzymać od śmiechu, chociaż wiem, że to może jest poważna sprawa ale naprawdę jak sobie przypomnę to aż mam łzy w oczach... Już piszę o co chodzi... :D

Wstałam raniutko, jeszcze przed siódmą, słucham.. słucham, nasłuchuję jak tylko mogę.. CISZA.. Zaniepokoiła mnie to milczenie, ta flauta, zupełnie niepodobna do rodziny Salamów.. Wyszłam z pokoju na paluszkach, idę idę korytarzem, wchodzę do salonu, patrzę, host śpi na kanapie - CHRAPIE - ale czemu na kanapie, pokółócili się czy co.. Chociaż kłótnia to raczej nie w ich stylu, oni o wszystkim muszą POROZMAWIAĆ, na spokojnie, bez krzyków..

Weszłam do kuchni, zaczęłam robić sobie śniadanie, herbatkę, kawkę,a tu nagle Good Morning Martina! Ależ Good Morning hoście! Zaczął mi się tłumaczyć, że najmłodsze dziecię nie mogło spać w nocy, a on ze zmęczenia po prostu nie doszedł do sypialni tylko padł na najbliższej kanapie..I w ogóle dziękuję, że wyjmujesz naczynia ze zmywarki (w zmywarce każdy  kubeczek, widelczyk, kieliszeczek ma swoje miejsce!).. Spoko spoko nie ma za co, idź weź prysznic i szoruj do pracy bo się spóźnisz, myślę sobie..
Powiedział mi jeszcze, że Jessica (hostka) jest chora, całą noc wymiotowała (tak tak, tajskiego żarcia się zachciało!) i prawdopodobnie nie idzie do pracy.. Zaczęły wstawać dziewczynki, pierwsza L:auren, rozdarła się w wniebogłosy już w progu, dlaczego, bo nie wstała pierwsza! (no tak, ja wstałam, przepraszam bardzo, że mam na 7.30 do pracy!) Zrobiłam jej jajecznicę i tosta, umyłam patelnię.. Chwilę później wstała Leila, zrobiłam jej jajecznicę, ale źle zrobiłam!, dlaczego, bo jak rozbijam jajko, to najpierw muszę je wrzucić do szklanej miski, żeby Leila wzięła widelec i zrobiła w żółtku dziurki, a ja tego nie zrobiłam!, i poskarżyła się tacie, i z pewnością dlatego,że nie było dziurek, to nie tknęła tej jajecznicy, za to zjadła 2 tosty z centymetrową warstwą masła.. Umyłam patelnię.. Host poszedł do pracy (w końcu!, bo Baj baj my daughters! to on mówi z 10 razy zanim wyjdzie z domu!), posżłam obudzić Amirę, wstała,nie robiłam już jej jajecznicy, zjadła tą bez dziurek Leili, wypiła kubas mleka i poszłyśmy się bawić..

I teraz najlepsza część zabawy.. Bawimy się, bawimy, i wtem, nagle, ni stąd ni zowąd Amira puściła taaaakiego pawia na czyściutki, bialutki dywan, widzłam tego pawia od początku do końca jak rozkładał swe skrzydła, wyglądał jak z teledysku Eminema, jak lawina, dzieciak nie wiedział co się dzieje, nastała cisza w pokoju, Lauren z Leilą patrzą, oczy jak jednocentówk.. Boshe boshe co się dzieje..A Amira, wytarła rękawem buzię i dalej pije mleko.. :D

Dziewczynki poleciały do sypialni po hostkę.. Wychodzi hostka, zielone spodnie, zielona bluza, zielona twarz, wyglądała jakby ją coś zżerało od środka.. Posprzątała te wymiociny, zadzwoniła do host, żeby przywiózł lekarstwa i poszła spać.. Dzieciak do końca dnia żył na sucharkach i wodzie..

W ogóle, nie wiem czemu wcześniej o tym nie pomyślałam, ale oni mają taki piękny ogród za domem.. Jak siedziałam z Germanką, to jej chyba nie chciało się dupska ruszać żeby wyjść z nimi bawić się do ogrodu.. Także dzisiaj resztę dnia spędziłyśmy w ogrodzie.. Robaczki, kamyczki, listki.. Full wypas, na bosaka biegały, miały taki ubaw.. Powkładały uszy królików i śmigały alejkami, rysowały kredą.. było 27stC, także ja to bym z chęcią włożyła strój kąpielowy i walnęła się na jakiś leżaczek..

Na lunch zrobiłam im hot-dogi z marchewką :) sasa.., zjadły! :D Na podwieczorek owsiankę z łyżką masła, cukrem i miodem, Yummy! Zjadły.. :D Później zachciało im się herbaty, z mlekiem i z miodem... Robiłyśmy z Leilą mydło kolorowe - moje jest różowe...:) No i o 17.30 skończyłam pracę, przyszedł host i zaczął robić obiado-kolację, miała być pizza..

Zmyłam się z pola, ale nie długo cieszyłam się samotnością, dziewczynki wparowały do mojego pokoju, wskoczyły na łóżko i zaczęły oglądać tv.. Wyszły dopiero jak host po nie przyszedł..

Weszłam sobie na stronę swojego fitness24 (klub jest otwarty 24h na dobę, poważnie!) sprawdziłam jakie są dzisiaj zajęcia i o 18.30 wskoczyłam na rower.. Kick boxing! Z setka ludzi ćwiczyła, prowadził facet, trochę przygarbiony, wg mnie był podobny do Clinta Eastwooda, z mikrofonem przy ustach, i zagrzewał wszystkich do roboty.. Nabiegałam się jak szalona, ale warto było.. W ogóle tak słucham słucham, i wydawało mi się, że Ci ludzie wydają z siebie odgłosy, jak robią jakiś wykop czy coś w tym rodzaju, to myślę sobie, a co mi tam, trzeba wbić się w tłum.. Ho! Ho! Yeah! Krzyczałam przy każdym wykopie.. Tylko okazało się, że to był podkład muzyczny, który zawierał takie okrzyki... Mam nadzieję, że nie tylko ja krzyczałam..

Wracając do 'domu' kupiłam sobie truskawki i orzeszki na kolację (wiedziałam, że będzie ta pizza, ale zostawiłam sobie jej smak na jutro..) Przy drzwiach byłam przed 21, siłowałam się jeszcze z zamkiem, bo te moje klucze coś przycinają, wchodzę, a tu ciemnica, cisza, czyżby wszyscy spali.. Zrobiłam sobie kolację i miętę i na paluszkach ulotniłam się z centrum domu do swojej kanciapy.. Trzy pająki na suficie.. Lekki smrodek po Germance.. Tak, tak to mój pokój.. Ogarnęłam go trochę, bo wczoraj nie miałam nawet siły, żeby poukładać swoje rzeczy...


U mnie już 23.20, czas lulu..

Właśnie chyba wirus tummy bug chwycił hosta, bo przed chwilą słyszałam za ścianą Bleaaaaaa... Boshee, żebym tylko ja tego gówna nie załapała...
Read More

niedziela, 10 października 2010

// // 8 comments

If you are going to San Francisco be sure to wear some flowers in your hair...






Na niebie było widać Blue Angels- http://www.blueangels.navy.mil/index.htm - a my jechałyśmy do San Francisco... pociągiem!! :D Dziewczynki jeszcze nigdy nie jechały pociągiem, dlatego host zdecydował, że dzisiaj będzie ten pierwszy raz.. Podwiózł hostkę, Leilę, Lauren i mnie na pociąg do Mountain View, a sam pojechał vanem do San Francisco i miał na nas czekać na stacji.. Droga szybko nam minęła, pociąg taki nowoczesny, śmignął raz dwa.. Dziewczynki robiły wielkie oczy, notowały w zeszycie wszystko, co widzą z pociągu, żeby później opowiedzieć tacie, były bardzo podekscytowane, co chwilę zmieniały fotele, nie mogły w ogóle usiedzieć w jednym miejscu..
W tym samym czasie trwał mecz SF Giants - Atlanta, ludzie w pociągu próbowali na wszystkie sposoby usłyszeć relację, ktoś podawał wyniki przez telefon, koś łączył się z netem, i w najmniej spodziewanym momencie słychać było okrzyk radości.. SF Giants wygrali..;)

W sumie wycieczka do SF nie była taka zupełnie bezcelowa, jechaliśmy zobaczyć mieszkanie, które ma zamiar kupić siostra hosta, mieliśmy jej pomóc się zdecydować.. Parę lat temu przeprowadziła się do Stanów z Londynu (host też tam mieszkał) i teraz mieszka w wynajętym mieszkaniu (też śliczne), ale chce kupić sobie swoje własne wymarzone.. Mieszkanie było piękne, czekała na nas agentka, wprowadziła nas do tego mieszkania, wszystko pokazała, i naprawdę byłam pod wrażaniem, tylko nie wiem ile w końcu to mieszkanie kosztuje) ale takie duże, jasne, ładnie umeblowane, z widokiem na czubek Golden Gate, z drugiej strony na spokojną ulicę...Jak z filmu.. :)

Później pojechaliśmy na objazdówkę po SF, dotarliśmy aż nad ocean i to był błąd.. Było zimno, wiało, ale jak dziewczynki zobaczyły wodę to nie można ich było oderwać, najpierw po kostki, później do kolan i tak zamoczyły się całe... Woda była lodowata, latały jak szalone, nawet ta najmniejsza się kąpała, najpierw w ciuszkach, później w pampersie, ale ten pampers tak zamókł, że miała go na wysokości kolan, to hostka zdjęła jej pampersiaka..


Lauren na plaży..
Lauren i Leila


Wrócił host (był w toalecie; wydawało mi się, że był trochę zły na hostkę, ale wszystko na spokojnie) zebraliśmy całą gromadę i ruszyliśmy do samochodu, bo mieliśmy jechać do siostry hosta, do tego starego mieszkania, żeby podzielić się wrażeniami.. Po drodze host jeszcze kupił obiad na wynos - tym razem tajski :D

U Nady - siostry hosta, zjedliśmy, pogadaliśmy chwlię, wymieniliśmy się swoimi spostrzeżeniami i wrażeniami, dziewczynki z jej czystego mieszkania zrobiły pobojowisko, no i ruszyliśmy na drugą część objazdówki.. Haight-Ashbury - centrum ruchu hipisowskiego w latach 60., Alcatraz, Golden Gate, Lombard Street, Coin Tower, Treasure Island..Było naprawdę ślicznie, gdyby tylko nie ból głowy, który towarzyszył mi przez cały dzień to wszystko byłoby okej.. :D

Lombard Street

Coin Tower - wieża widokowa

Widok na Złote Wrota


Alcatraz - widok z Coin Tower


Idę spać, jutro jest Columbus Day, czyli rocznica przybycia Krzysztofa Kolumba na San Salvador i dziewczynki mają wolne - hości idą do pracy..Rocznica rocznicą, ale dzięki Tobie Krzysiek, to mam jutro pod opieką całą trójcę... Amerykę odkrył.. ;)
Read More