niedziela, 3 października 2010

// // Leave a Comment

GOOD FOOD FINE WINE

Mio Vicino
Byliśmy na kolacji, we włoskiej restauracji – MIO VICINO..



Zaczęłam nosić ze sobą zeszyt i zapisuje co jakiś czas co robie, bo później wieczorem, jak jestem zmęczona to jest mi trudno przypomnieć sobie co robiłam, co jadłam, itd… :D



W Mio Vicino czekał już na nas zarezerwowany stolik, usiedliśmy sobie wszyscy pięknie grzecznie, było full ludzi, przed restauracją czekali kolejni goście by wejść do środka jak tylko zwolni się stolik, ale host zrobił tę rezerwację wcześniej, także z nas cwaniaki :D



Restauracja była naprawdę włoska w całej swej włoskości, pachniało świeżymi pomidorami i ziołami, i wszędzie słychać było głośne rozmowy.. Zasiedliśmy do stołu, i w ciągu pięciu minut dziewczynki zrobiły taki syf, że masakra, aż wstyd bym rzekła.. Hości jakoś za bardzo się tym nie przejęli..

(Właśnie dzisiaj host mi wyjaśnił o co w tym wszystkim chodzi, żebym się nie dziwiła, jak oni pozwalają dziewczynkom robić bałagan, czy kupują jakieś niezdrowe jedzenie, czy pozwalają im na wiele, wiele innych rzeczy, na które raczej nie powinni pozwolić, bo wg nich to się nazywa bezstresowe wychowanie, a czas dzieciństwa powinien być najlepszą częścią ich życia, itp…, ale mam też nie pozwolić wejść sobie na głowę.)

Teraz najlepsza część, co jadłam :D

Na przystawkę, host zamówił przystawkę, mozarella z pomidorami, oliwkami i świeżą bazylią, chleb z oliwą i octem winnym zdaję się, bruschetta, grillowany czosnek…

Główne danie każdy sobie wybierał, ja wybrałam CHICKEN CANNELLONI, w takim domowym płacie, ni to był makaron ni to naleśnik, zawinięty był kurczak, z grzybami i ze szpinakiem, zapieczony w śmietanie z oregano i z piniowymi orzechami i posypane parmezanem.. Pycha! Jeszcze jeden kawałek mam w lodówce, bo nie dałam rady zjeść po tych przystawkach, także zapakowali nam do pudełeczek..

Na deser zamówili tirami su i creme brulee.. Aż rozpływało się w ustach.. :D mami, zrów creme brulee na święta!! W necie na pewno znajdziesz przepis..

Do domu wróciliśmy ok. 19.00, byłam najedzona i zmęczona po tych zakupach.. A do domu jechałam razem z siostrą hosta – Nadą, i całą drogę rozmawiałam z nią o komórkach macierzystych, DNA, biotechnologii i Nagrodzie Nobla!! :D Panie J.L.Wiśniewski dziękuję za te komórki macierzyste i DNA!! Okazało się, że Nada pracuje na Uniwersytecie w San Francisco, w jakimś tam biurze, nie jako wykładowca, i profesor z tego wydziału jest nominowany do Nagrody Nobla właśnie chyba z medycyny i w poniedziałek są wyniki, i maja niezłe zamieszanie w biurze, i że połowa jej chce żeby on dostał tę nagrodę, ale druga połowa, ta gorsza ;) nie chce, bo będą mieli jeszcze więcej roboty.. :)

No to Tyna, sprawdzony temat! ale jeszcze po angielsku nie przerabiany, wyciągnęłam Wiśniewskiego, i przeleciałam w ciągu rozmowy po jego wszystkich książkach, opowiedziałam cały życiorys, zachęciłam do czytania.. I byłyśmy w domu.. Bardzo przyjemna babka, taka gadatliwa czterdziestka..

No to tak, najedzona i zmęczona usiadłam na chwilę do kompa, ale jakoś czas szybko minął i musiałyśmy jechać do tego klubu, bo tutaj wszystko zamykają o 2:00 w nocy, później to jak ktoś chce się bawić to tylko na jakichś domówkach.. Wykąpałam się i ubrałam w drechony, nie chciało mi się nigdzie wychodzić, no ale myślę idę, bo później ta Niemka wyjeżdża to nie wiadomo kiedy gdzieś pójdę.. Jedyne co mi przeszkadzało to wstęp, który kosztuje 20$, słownie dwadzieścia dolarów, żeby TYLKO wejść.. No ale myślę idę, raz się żyję, raz się jest w Californii.. Jennifer wzięła samochód, zajechałyśmy jeszcze po Aleksandrę – What the fuck?, jej koleżankę i pojechałyśmy najpierw do bankomatu, a później do San Jose.. Dzięki Bogu, Jennifer znała ochroniarza, który jest jej osobistym trenerem na siłowni (tak tak ma swojego osobistego trenera, za którego płaci 120$ za 3h zajęć) i wpuścił nas za darmo!! I ponowne dzięki Bogu, bo nigdy bym za tę imprezę nie dała więcej jak 5, ale złotych!! Bród smród i pół Afryki, średnia wagi dziewczyn to tak z 90 kg, średnia długość sukienki – 2 cm za tyłek, ilość wypitego alkoholu – zdecydowanie za dużo.. Już takie szkarady tam były, że w życiu tylu nie widziałam w jednym miejscu, porażka totalna, dobrze że szybko się skończył i kazali nam wychodzić, bo zamykali.. Wróciłyśmy do domu ok. 3..

Rano, ktoś puk puk do moich drzwi, przyszła hostka zapytać się, czy jadę z nimi do Santa Cruz, na plażę.. Pytanie, jasne że jadę, tylko która to godzina, patrzę na zegarek, 11:00!! Szybko się ogarnęłam i myślę sobie co tu ze sobą na tę plażę wziąć – i spakowałam, KOSTIUM KĄPIELOWY :D Dobrze, że nikt go nie widział, bo bym na głupią wyszła, ale wzięłam na plażę kostium, no tak po prostu, odruchowo… :) A hostka mnie się pyta, czy mam bluzę bo może wiać, dobrze że mi do torby nie zajrzała, bo ten kostium leżał no nie.. :D Hehe.. Także zapakowaliśmy się do vana, siedziałam z przodu – bo jestem nowa, i muszę oglądać uroki przyrody, najpierw pojechaliśmy na taki deptak do miejscowości która nazywa się Capitola, tam zjedliśmy po kawałku pizzy (znowu fast food!) i wypiłyśmy sobie po kawce i pojechaliśmy do Santa Cruz na Beach Boardwalk.. 

http://www.beachboardwalk.com/

Surferzy wyglądający jak kaczki!

Klif  
Sailing

Santa Cruz - Beach Boardwalk

Capitola - Tynka, Leila, Jennifer i Lauren

Santa Cruz

Capitola - molo

Capitola

Rysuneczki - Capitola

Santa Cruz Beach


No już tak mnie zdenerwowała ta Niemka tutaj, że ooh.. Nie dość, że na plażę ustroiła się w: legginsy, krótką jeansową spódniczkę, polo koszulkę, sportową białą bluzę z paskudnym granatowym napisem, różową torbę Tommiego Hilfigera, która zdecydowanie wymagała prania, i buty peep toe na 10 cm obcasie – misz masz! No ale była taka niemiła, o cokolwiek ją poprosiłam, to nie nie nie, czy możesz zrobić mi zdjęcie, nie! A może teraz zrobisz mi zdjęcie, nie, nie mamy czasu! Myślę, a idź do diabła, zaczęłam po prostu obcych ludzi o fotkę prosić, bo myślę sobie, że nie wiadomo czy kiedykolwiek będę miała okazję być w Santa Cruz.. Nie mamy czasu, kurde, jak ustroiła się na piasek w obcasy, to się nie dziwię, że obawiała się, że nie zdąży na umówione spotkanie z hostami ( bo oni poszli w swoją stronę, a my w swoją) Zostawiłam ją, myślę sobie spierdzielaj, i poszłam swoją drogą.. Na spotkanie z hostami doszła z 10 minut po mnie, a ja zdążyłam i zdjęcia sobie porobić i dojść..

Tak samo, wcześniej sobie z nią rozmawiałam, co robi wieczorem, czy może mnie podrzucić na fitness, a ja już sobie wrócę do domu z buta, bo to jest niedaleko, z 20 min piechotą, to ona nie wie, bo umówiła się z koleżanką, i coś tam coś tam, myślę okej jędzo, nie to nie.. Zapytałam hostów, czy mają.. rower, oczywiście, że mają, już stoi napompowany i gotowy do jazdy – host mi wyciągną z garażu i nawet kask dał :D Także od jutra zaczynam zwiedzać Sunnyvale na rowerze… Hihi..

Rozmawiałam dzisiaj z hostką, o grafiku na cały tydzień, zaczynam jutro o 7.30, do 17.30.. Pokazała mi też gdzie co mają, że mogę ze wszystkiego korzystać, wszystkiego używać, jestem jak członek rodziny.. Nawet dała mi dwie książki do czytania, bo zapytałam się jej czy mogę z ich biblioteczki korzystać – Of course Martina you can! To ma już dwie, Dziewczyna ze smoczym tatuażem, czy coś takiego i drugą część tej książki, Larssona, szwedzkiego autora.. Happy!!

I podczas tej naszej rozmowy przyszła Jennifer i pyta się mnie łaskawie, czy chce jechać na fitness, odpowiedziałam grzecznie, nie.. mam rower!! :D

No to zrobiłam sobie herbatkę i poszłam do kompusia.. I znowu puk puk, tym razem host pyta się mnie, czy jadę z nim na zakupy, bo oni nie wiedzą co ja jem, i chce żebym mu pokazała, które produkty ma kupować itp.. Nawet chciał mi dać poprowadzić vana, ale było już ciemno i miałam okulary, to myślę sobie, że nie będę ryzykować, jeszcze rąbnę w jakąś palmę i kokos samochód uszkodzi.. Miałam wolny wózek, mogłam brać co tylko zechcę, no to na początku się krępowałam, ale później myślę sobie, kurde czemu nie.. No i mam już swoje płatki owsiane, jogurty, serek wiejski, bakalie, bakalie, bakalie, suszone śliwki, marcheweczkę, jabłuszka, samo zdrowie.. :) Całą drogę gadałam sobie z nim, popytałam się o parę rzeczy i jest gites..

Idę spać, bo jadę rano na fitness, oczywiście rowerem :D

Ciao!

0 komentarzy:

Prześlij komentarz