sobota, 9 października 2010

// // 4 comments

Pożegnanie i La Corneta. Taqueria. Si Te gusta... LLegale!

Wczorajsza impreza to jakaś pomyłka, ale nie pod względem miejsca tylko towarzystwa.. Skończyłam trochę wcześniej pracę, bo hostka zabrała dziewczynki na zakupy, nie chciałam z nimi jechać bo na 18 umówiłam się z tą Polką.. Przyjechała po mnie po 18.. Przez telefon wydawała się sympatyczna, nawet bardzo.. Podjechała bialutką hondą, wysiadł taki lizaczek, hi hi, ohoh.. (Hostka zdążyła już wrócić z zakupów i z całą trójką dzieciaków wyszła zobaczyć'nową koleżankę') Wsiadłam ja do tego auta i zaczęło się.. Dziób jej się nie zamykał, gadała na okrągło, wydawało mi się, że nawet mnie nie słuchała jak coś mówiłam i o ile znalazłam jakiś moment na wtrącenie choćby jednego zdania.. W ciągu 20min drogi opowiedziała mi całe swoje życie, wspomniała o koleżankach - Polkach, które tutaj były i o ich przygodach, ale wszystko oczywiście W TAJEMNICY ;D, jedna to nawet w ciążę zaszła z Wietnamczykiem, nielegalnie została w Stanach, żeby urodzić dziecko i dostać obywatelstwo..Szalona.. Nie, nie, mi się takie rzeczy nie podobają, a szczególnie ten Wietnamiec!

Jak dojeżdżałyśmy do niej do domu, mieszka w wynajętym pokoiku razem z trójką Meksykańczyków, to znałam już wszystkich jej współlokatorów, ich romanse i zdrady, a nawet co jedzą na śniadanie, i ile razy w tyg. muszą zmywać naczynia.. Gadała, gadała, gadała.. Nawet kanapka jej buzi nie zatkała.. Ciężko było..

Póżniej nie podobało jej się jak byłam ubrana - zbyt sportowo - ale miałam marynarkę! ;) Chciała mnie ustroić w swoje dżiny i szpilki ( Louboutin za 600$ - nie wyglądały na tyle) rozmiar 39 - spadały mi z nóg i w ogóle nie chciałam iść w butach jakiejś obcej dziewchy!! Ona się wystroiła w krótką kieckę, zrobiła fryz, wzięła torebkę Marc Jacobs za 300$ i idziemy.. A tu zonk! Bo w klubie akurat puszczali mecz futbolu amerykańskiego i ludzie normalnie na sportowo poubierani - ha ha ha!! ma się to wyczucie..

Pół wieczoru mi gadała, że Polki tutaj mają 'branie' i mam uważać.. Branie mają, ale kto weźmie..
Powiedziała nawet, że zarejestrowała się na portalu randkowym, jakimś kalifornijskim i tak umawiała się z chłopakami, bo 'przecież tutaj jest tak ciężko kogoś poznać, nie ma kiedy'..Umęczyła mnie, okazało się, że zaraz jeden z jej on-line kolegów przyjdzie i czeka na moje pierwsze wrażenie na jego temat... Myślę okej.. Przyszedł, z kolegami - Murzynem i Chińczykiem, sam miał taką ciemną skórę, 23 lata (ona 26), imię na N, ale nie pamiętam jak dalej.. No i on jest 'inny', oczywiście wg Uli, bo ona Ula jest, jest inny, bo ciągle do niej pisze smsy, chce zabrać do ZOO, i się martwi o nią, także jest 'inny' od wszystkich.. Ula w kwietniu zmieniła wizę na studencką i może jeszcze zostać legalnie w Stanach 3 lata, no i w ciągu tych 3 lat postawiła sobie za cel znalezienie kandydata na przyszłego męża, wymóg konieczny - obywatelstwo amerykańskie!, tylko Murzynów się boi..Krejziii... Wróciłyśmy do domu, i dzisiaj rano mnie przywiozła do Sunnyvale..

A tutaj wieeelkie pożegnanie, przecież Germanka wyjeżdża..Okazało się, że była wczoaj na imprezie, także zabalowała, spała tylko godzinę, a tu wielkie pakowanie...

Oprócz tych 3, czy nawet 4 wielkich 20 kilogramowych paczek, które w ciągu tygodnia wysyłała do domu, do Berlina, miała ze sobą 2 wielkie walizki, bagaż podręczny, który wyglądał jak 3 walizka, laptopa, i torbę.. Obładowana od góry do dołu.. Ok 17 wyjechaliśmy do San Francisco Airport żeby ją odprawić, okazało się. że musiała dopłacać za nadbagaż - nie miała tyle kasy, host wyciągnął portfel, miała za dużo bagażu podręcznego, musiała się przepakowywać.. Cała spocona, zapłakana, makijaż jej spływał z buzi, no ale pożegnała się ze wszystkimi i odleciała.. Radość jednych (jednej!), smutek drugich..

Pojechaliśmy później coś zjeść, padło na restaurację meksykańską.. Jadłam burrito i muszęswierdzić, że kuchnia meksykańska nie jest moją ulubioną.. Wolę włoską pastę.. A tak na marginesie to San Francisco jest bardzo ładne, takie czyściutkie, dużo świateł.. Podobało mi się... Jutro chyba znowu tam jedziemy...

Dzisiaj na lotnisku stało się coś strasznego - ziemia mi zadrżała pod nogami, i albo to wylądował samolot i dlatego takie wrażanie albo to naprawdę było trzęsienie ziemi..

Dzisiaj z hostką rozmawiałyśmy o paskudztwach jakie łażą w Kalifornii, i pytam się jej o pająki, a on, że niestety mają pająki - czarne wdowy!! Dreszcz na mej skórze poczułam, ciarki mnie przeszły od góry do dołu, myślę Bosheeee.. Ale uspokajała mnie, że one żyją tylko w ciemnych mokrych miejscach, tylko, że to mnie w ogóle nie uspokoiło!!

Host dzisiaj dał mi mój telefon, tylko muszą mi zmienić nr, już mam klucze do domu z breloczkiem słonia od ciotki Słowikowskiej,także powoli do przodu...

Idę spać, już przysypiałam w samochodzie..

Mój pokój jest różowy, ale dostałam od hostki propozycję przemalowania go, nie wiem czy robić im problem i skorzystać, ale ten różowy jest paskudny.. Ja to bym chciała granatowy, albo zielony, albo pomarańczowy.. Ooo, pomarańczowy...

Ciao ciao!!

4 komentarze:

  1. maluj na jasny kolor, bo granat będzie ponury, pomarańcz lub brzoskwinia będzie ok.Mami:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. ZOSTAW RÓŻOWY !!!!
    to taki optymistyczny kolor !!!

    kisses
    xxx

    OdpowiedzUsuń
  3. różowy nie pasuje do cery Tyny:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pendżina zdradziła istnienie bloga i wsiąkłam z usmiechem od ucha do ucha, dodałam do ulubionych i czekam, czekam, czekam ;) Poza tym trzymam kciuki, żebyś żadnej czarnej wdowy nie spotkała, ja i moja arachnofobia, wspieramy Cię niesamowicie!! Podziwiam za odwagę i zazdroszczę przygody!! Tak trzymaj Tynka!! Całuuuję i czekam na kolejne relacje, buziak cudak od serducha ;*

    OdpowiedzUsuń