sobota, 8 stycznia 2011

// // 4 comments

Nadrabiam nadrabiam...

Dopadła mnie choroba, jeszcze w starym roku, nie chce odpuścić, aaale zebrałam jakoś siły i postanowiłam nadrobić zaległości.. A poza tym mam sporo do opisania i sporo zdjęć! :D

25.12.2010r, sobota

Christamas Christmas Christmas..

Nie dali mi wczoraj pospać w ogóle ale to w ogóle... Zaraz po 8 host z Mirką zapukali do mojego pokoju (jeszcze w łóżku byłam), i host powiedział, że moja skarpeta czeka, i MUSZĘ wstać i ją rozpakować, bo jeżeli nie, to są trzy inne istoty, które chętnie to za mnie zrobią.. No to wstałam i rozpakowałam..

Zawartość skarpety:
- scyzoryk!
- latarka kieszonkowa!
- czek do sklepu fotograficznego!
- slodycze!

Tak, teraz mój pęk kluczy wygląda jak pęczysko, no bo przecież musiałam doczepić sobie scyzoryk i latarkę, no bo wszyscy tak mają, no to ja też przecież muszę.. ;)

Ok 12:00 wyruszyliśmy do Nady do San Francisco, oczywiście zamiast śniegu towarzyszył nam deszcz.. Ale tak jakoś mało świątecznie było, gdyby nie ta choinka to całe to zbiorowisko ludzi nawet nie zauważyłoby, że są święta.. No ale cóż.. Jakieś dania meksykańskie były, mega ostre i mega nie pod mój smak.. Oczywiście Dziadek Hasan ciągle dbał o to aby mój talerzyk i kieliszek do wina były pełne.. :)

Wróciliśmy około 20:00, a w głowie był tylko Nowy Jork.. :D


26.12.2010r., niedziela

Jakie napięcie, odwołają lot czy nie odwołają.. Jak na razie lot nr 1829, 27. grudnia ma status: on schedule, ale dzisiejszy (26.12) odwołali, w Nowym Jorku szaleje burza śnieżna, cały czas obserwuję pogodę.. Oooch..
Polecę, czy nie polecę??

27.12.2010r., poniedziałek

Już od rana obserwuję tablicę odlotów z lotniska w San Francisco i niestety, ale mój lot został odwołany.. Nie lecę, nie wiem co robić, jak mi zwrócą kasę za bilety? Linia zajęta, nie można się z nikim skontaktować, podają tylko informację, że najlepiej przyjechać bezpośrednio na lotnisko i wszystkiego się dowiedzieć. No to wsiadłam w swojego mini vana i ruszam na lotnisko.. A to lotnisko, to potęga.. Nie dość, że źle zaparkowałam, bo na Terminalu nr 3, co okazało się baaaardzo daleko od Terminalu nr 1, na którym urzędowały moje linie lotnicze, musiałam wziąć pociąg, żeby przedostać się na drugą stronę lotniska co zajęło mi z 20 min, a wszystkiemu towarzyszyło napięcie, bo na jednej z tablic odlotów doczytałam się, że jednak mój lot jest ON TIME, a było już grubo po 19, więc jeśli okazałoby się, że jednak lecę, to nie wiem czy zdążyłabym wrócić do Sunnyvale, spakować się, i przyjechać ponownie.. Także wszystko jak na wariackich papierach, jeszcze jakiś koleś mnie zatrzymał bo nie wiedział jak się dostać tam skąd ja właśnie przyjechałam, więc nie mogłam go tak po prostu zostawić ;p i cierpliwie wytłumaczyłam gdzie ma wsiąść i ile stacji przejechać.. Dotarłam do swoich linii lotniczych i moje pierwsze informacje o odwołanym locie zostały potwierdzone, więc dzisiaj na pewno nie lecę.. Podeszłam do stanowiska i tłumaczę Panu Azjacie, że mój lot został odwołany, niech Pan Azjata mi powie co dalej?! Wziął w milczeniu mój paszport, wklepał coś w swój komputer, wykonał dwa telefony - leci Pani jutro o tej samej porze! O jaaa, czyli jeszcze jest nadzieja, że zobaczę Nowy Jork w tym roku.. :D Ale halo halo, a jak jutro mi odwołają to co?? Pan Azjata wytłumaczył mi, że pogoda się poprawia i prawdopodobnie jutrzejsze loty będą już wg rozkładu.. Uff, no to wracam do domu z biletem na jutro w garści... :D

28.12.2010r., wtorek

Postanowiłam, że popracuję sobie dzisiaj.. I tak nie miałam co robić, a to czekanie zabijało mnie.. Co chwilę odświeżałam stronę z odlotami i trzymałam kciuki, żeby tylko nie odwołali.. Stwierdziłam nawet, że nie będę się pakowała, bo nie ma sensu.. Wczorajszy lot odwołali już ok 13, więc godzina 13 była dzisiaj jak wyrocznia.. :) Po za tym jeżeli samolot wyleci z lotniska w Newark to mój lot się odbędzie.. I jeste jest jest, wyleciał, jednak z opóźnieniem 56 minutowym, ale jest w powietrzu i lecie tu do mnie do San Francisco, ob tylko nie zawrócił.. Mówię hostom, że chyba lecę.. Yeay! :D Poza tym była tego dnia impreza, 40. urodziny hosta, przyjechała Nada i rodzice hosta, libańskie jedzenie, falafele! pycha tort, baklawa!! ;) Host dostał jakieś urządzenie do zbierania wody w ogrodzie (tak tak, wymarzony prezent!;D) skarpetki, majteczki, 3 zestawy kieliszków (przecież ostatnio mu zbiłam!) koszulki ogrzewające na rower.. Zdmuchnął 40 świeczek, łezka się w oku zakręciła, Leila zagrała na keybordzie Happy Birthday (muszę się pochwalić, że to ja ją nauczyłam grać hihi..) i tak jakoś się sentymentalnie zrobiło... Kuchnia posłużyła za szwedzki stół, każdy napakował sobie libańskiego jedzenia, zagryzł tortem, a ja lecęęęęęęę!! Nada miała odwieźć mnie na lotnisko, po drodze do San Francisco.. Spakowałam się szybciutko i z samymi pozytywnymi myślami ruszyliśmy na lotnisko.. Deszcz lał niemiłosiernie.. Ubrałam się jak na North Pole, w obawie przed śniegiem nałożyłam wszystko ciepłe co miałam, czapkę, szalik, rękawiczki, dwa swetry, rajstopy pod spodnie.. Kto wie, mogę przeżyć szok termiczny.. ;)

Lot był opóźniony i 2 godziny, przeszłam odprawę i zajęłam sobie miejscówkę pod filarkiem, przy kontakcie, bo akurat moja komórka zaczęła się rozładowywać, a musiałam być w kontakcie z Justyną, która miała mnie odebrać rano z lotniska..

W końcu wyczytali mój lot, także odetchnęłam z ulgą kiedy samolot oderwał się od płyty lotniska i zapadłam w sen, obudziłam się dopiero wtedy, kiedy stewardessa oznajmiła, że zbliżamy się do lądowania, proszę zapiąć pasy.. Jaaa, uff, doleciałam! :)

29.12.2010r., środa

Odebrałam swój bagaż i już z daleka widziałam Justynę z małym Ethanem.. Była prawie 9 rano, Justyna miała skończyć pracę o 12.. Także ruszyłyśmy do jej domu, co nie było takie proste, bo bez GPS! Zabłądziłyśmy gdzieś na Bronxie, mój telefon jednak padł, jej też, także jedyne co nam pozostało to pytać się ludzi. Droga z lotniska przedłużyła się o jedyne 2 godzinki, bo do jej domu zajechałyśmy o 12..

Jej rodzinka, nie dość że żydowska to jeszcze koszerna.. Masakra, każdy talerz do innego jedzenia, inne sztućce do mięsa, inne do produktów mlecznych, dwie lodówki, dwie zmywarki i marudne dziecię, które nie wie co tak naprawdę chce zjeść i upiera się, że chce zjeść mięsko na talerzu do nabiału, a nie może! Godzina 13, jej rodzinka się nie pojawia, nie odbiera telefonu, nie odpisuje na smsy, co tu robić.. Kolejna zmiana czasu (różnica 3 godzin, do tyłu) sprawiła, że jak tylko ułożyłam się na łóżku to od razu zasnęłam..

W rezultacie rodzinka spóźniła się jedyne 7 godzin! Zamiast o 12 byli grubo po 19:00, a jedynym wytłumaczeniem był zły stan dróg, resztę mieli w dupie, nawet przepraszam dziewczyna nie usłyszała..

O 19:00 miałyśmy odebrać Gochę z lotniska, jednak nie zdążyłyśmy i przyjechała do na pociągiem, spakowałyśmy i pojechałyśmy do jej domu, bo jej rodzinka była na wakacjach więc miała wolną chatę!
Dzielnica samych bogaczy, Bill Clinton, Marta Stewart i inne celebryty, każde domostwo ogrodzone..

Moje dwie palary..




To pojechałyśmy sobie do Gosi, zmęczone po podróży wypiłyśmy sobie po barszczu czerwonym i zjadłyśmy mrożona pizzę..Gocha zaprowadziła nas do gościnnego pokoju, który był tak zimny, że spałyśmy z Justyną w podwójnych piżamach..

30.12.2010r., czwartek

Dzisiaj czekała nas przedsylwestrowa impreza na Brooklinie organizowana przez coachsurfing.com, czyli wynajmij sobie kanapę.. Odrzuciłyśmy Gosię na pociąg do Krystyny (w Krystyny mieszkaniu urzędowałyśmy 2 nocki), a same pojechałyśmy po swoje rzeczy do Justyny domu, wszystko jakoś nam tak powolnie szło, żeby dostać się od Justyny do Krystyny trzeba było jechać prawie 2 godziny, także spędziłyśmy bardzo dużo czasu w metrze.. Couchsurfing.Party było naprawdę super, full ludzi, mało rdzennych Amerykanów, piwo za $3 ;) wróciłyśmy do mieszkania Krystyny o 6 nad ranem, czarną taksówką jak z gangsta filmu..;)


31.12.2010r., piątek

Miałyśmy pojechać zwiedzać Nowy Jork, ale było tak paskudnie mroźno, że nie szło wytrzymać na podwórku. Posiedziałyśmy trochę u Krystyny i ruszyłyśmy na chwilę do Justyny, żeby wziąć rzeczy na Sylwestra.. Trochę się nie zorganizowałyśmy, bo żeby dostać się do Justyny od Krystyny trzeba było jechać najpierw metrem, później pociągiem no a później oczywiście wrócić do Krystyny, czyli ponownie przebyć tę drogę.. Zajęło nam to cały dzień..

Przed dworcem Grand Central

Grand Central
Grand Central 2
Przygotowania do Sylwestra..

Dwie pary rajstop! ;) Zimnicaaa..
Wystroiłyśmy się, umalowałyśmy i ruszyłyśmy na Brooklyn.. MIałyśmy przed sobą 2 godziny jazdy żeby dostać się do starego lotniska, gdzie miała odbyć się impreza.. Wstęp od 22, tak tak, a weszłyśmy do środka ooo 23.45. Kolejka była długa na 3 przecznice! Ledwo udało nam się chwycić jakieś piwko, żeby wznieść toast za ten Nowy Rok...
Alkoholowa fontanna.. - nie próbowałam!

Z Goshą..
Disco disco disco..;)

W powrotnej drodze zahaczyłyśmy o pralnię..

Sylwestrowe akrobacje!



Masochistyczna zabawka - były chętne!


Tynaa!! :D

Impreza była tematyczna - LOTNISKO! Ludziska poprzebierani byli za stewardessy, terrorystów, pilotów i w ogóle za obsługę lotniska, cały wystrój przypominał lotnisko, bramki, odprawa.. Także jaki Sylwester, taki cały rok - na lotnisku! ;)

Justyna ma mi wysłać więcej zdjęć sylwestrowych, na razie niestety mam tylko takie..

Skończyłyśmy Sylwestra po 3:00, ale czekała nas jeszcze droga do mieszkania Krystyny - dwugodzinna..

Reszta zdjęć:


Rockaway Boardwalk



Most Brooklynski

Rockefeller Center Christmas Tree

Choineczka przy Rockefeller Center

Noworoczne sniadanie.. :)

Noworoczny poranek..

Rockaway Boardwalk


Muszelki..=)

Gocha oszalala...




Rockaway Beach Boardwalk

Brooklyn

Brooklyn

Most Brooklynski

Statua i Manhattan - widok z Mostu Brooklynskiego

Most Brooklynski

Statua na meeega zoomie..:D

Z Justa..

Most Brooklynski - w tle Manhattan


W nowojorskim metrze..

Pan Płaski :D

Empire State of Building

Krótki odpoczynek..

Park przy The Flatiron Building

Empire State of Building

Slynna biblioteka..

Na myśli mi przychodzi tylko Super Mario!

4 komentarze:

  1. Tyna !!

    no w koncu !!
    jaka masz ładna torebke ;D fassska
    chyba mam podobna ;d

    te zdjęcia to wyglądaja ja urywki z filmów maaasakra, a z tym Mario to pompa , aż sobie zblizyłam ...
    nawet PRALNIA taaka ;)

    http://www.youtube.com/watch?v=Q4Yqx5coUiQ&feature=fvw

    I♥NY hiihih ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. No powiem Ci, ze w końcu coś się pojawiło!! I wybaczone jest bo duuużo czytania i zdjęcia tez pewnie powrzucałaś jako zadośćuczynienie ;p heheheh...

    Oj, Oj... pięknie pięknie :D

    No zazdroszczę no!! zazdroszczę okropnie, albo i bardziej ale nie powiem jak bo nie wypada!! ;p Ale gęba mi się cieszy że tam szalejesz i radę dajesz hehehe ;)

    btw. czy Ty tam rozsławiasz choć trochę nasze piękne Giżycko? ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. No staram sie staram rozslawiac nasze 'Żigicko'...

    Wiem ze zazdroscicie, wiem wiem... :D

    Ale zapraszam tutaj, kazdego przyjme i ugoszcze kto tylko zawita do Kalifornii.. Moze to nie Nowy Jork, aaaale..

    OdpowiedzUsuń