niedziela, 16 stycznia 2011

// // 6 comments

Wiosna, wiosna, wiosna ach to Ty..:)

No to możecie mi teraz zazdrościć, bo Pani Zima odeszła, a jej miejsce zajęła Pani Wiosna!! Uhuuu! Czyli krótki rękawek, leciutkie buciki i gołe nogi!! Yeaaah..
Jutro ma być 19stopnii!! Hahahahahahaha... :D
A tam w Polsce, to proszę ciepło się ubierać, bo zaraz ktoś chory będzie!

Dzisiaj rano miałam AuPair meeting, przyjechały nowe operki, jedna mieszka 3 domy ode mnie, dziewczyna urodziła się w Turcji, ale mieszka w Berlinie, czy jakoś tak.. Nawet odwoziłam ją dzisiaj do domu swoim dirty truckiem! ;p O Bosheee kocham tego pick-up'a tylko straaaasznie dużo pali i spora moich operowskich zarobków idzie na benzynę.. No trudno mówię i jadę dalej..

Zamówiłam nowego kompa, którego powinnam dostać jutro, czyli 18. stycznia, ale nie wiem czy go dostanę bo jutro jest święto Martina Luthera Kinga, tylko właśnie nie wiem czy to święto narodowe czy nie, bo np. host idzie do pracy, ale hostka już nie idzie, i dziewczynki też nie idą do szkoły tak więc nie mam pojęcia.. No ja pracuję, ale o 9.30 mam prezentację w szkole, więc wymykam się na dwie godzinki.. Komputer będzie jutro albo we wtorek, no ale moje stare cudo wywinęło mi dzisiaj psikusa i zmuszona byłam jechać do sklepu i zakupić nowy zasilacz, który kosztował mnie aż 62 dorary, ale musiałam go kupić bo inaczej nie skopiuję wszystkich moich plików i folderów ze starego na nowy.. Ale tak planuję sobie, że skopiuję, a później oddam do sklepu, bo specjalnie pytałam się jednego kolesia, czy mogę zwrócić, jeżeli nie będzie mi pasował, no i mogę.. To po prostu powiem, że mój europejski komputer nie przyjął tej końcówki i tyle.. :)

A tak na marginesie to luknęłam dzisiaj, w tym sklepie, na mojego Inspirona 17 i jest wieeeelki!! Woow.. Już chcę go mieć..

Natomiast Pan Azjata ze sklepu fotograficznego jeszcze do mnie nie zadzwonił, więc nie wiem co tam z moim aparacikiem..Czekam cierpliwie, może jutro..

Dzisiaj na kolacji goszczą u nas (bo jeszcze są) Wiiiiiii, czyli pierwsza operka Salamów, i jej mąż, chyba Ben ma na imię, ale nie pamiętam.. Ona jest z Tajlandii, a on Native American, fajny facet, taki wesolutki, trochę przy sobie, ale bardzo sympatyczny.. no i przyniosła dzisiaj tajskie jedzenie.. Chyba z siedem różnych potraw.. No Bosheee, mogę powiedzieć, że uwielbiam tajskie jedzenie, tak uwielbiam! UWIELBIAM! A najbardziej do gustu przypadł mi kurczak curry z dynią i do tego ryż, no pychotaaaaa... Nie jest trudno zrobić, nawet niedaleko nas jest sklep z tajskimi produktami więc można nabyć wszystkie potrzebne przyprawy.. Będziemy coś kombinować... :D

6 komentarzy:

  1. nie wiem jak tam Giżycko i okolice,
    ale jeżeli chodzi o Toooronto
    to sniegu juz nie ma !!
    temteratura powyżej 0!
    cinienie odpowiednie na 2 kawy dziennie ;p

    ja już w kurtce jeansowej chodze ;D
    takze nikt tu nie choruje ;D

    Mówiła dla Państwa
    pogodnynka
    Penżnika Opadzik

    ;*;*;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Tą Pendżinkę to z tą kurtką lekko pogięło...

    Ale owszem pogoda się zgadza, porównując do Giżycka to tu przyjemniej bo tam ni zima ni wiosna ;p

    Ale ja się tu już nie udzielam więcej bo mam focha...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dżimi a gdzie element ściemki !! ?? no...??




    zastanawiałam się czy napisac skórzana czy jeansowa.. mogłam jednak tak nie przeginac !!


    hihiih
    ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Szomksie, moj wierny czytelniku, ja wiem o co chodzi.. Zlikwiduj tego focha, i czekaj cierpliwie... :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja czekam.... aż mnie zaskoczysz ;p

    Mój wierny korespondent doniósł mi o tym że skrucha była wielka, więc foszek zmalał bardzo ;) ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha... :*

    A Pani Opadzik niech zacznie sie ubierać cieplej, bo rodzice znowu beda placic za lekarstwa!

    OdpowiedzUsuń