piątek, 22 października 2010

// // Leave a Comment

Ciachooo!!

No dobra, niech im będzie.. Zrobiłam im to ciasto, tzn jeszcze się robi, jeszczeee z 7 minut i będzie gotowe.. Aż samej mi się zachciało takiego domowego, pachnącego i w ooch...

A jak już jesteśmy przy jedzeniu, to wczoraj na kolacje hostka kupiła QUICHE (kisz) ze szpinakiem i z batatami.. Zaraz gdzieś znajdę przepis, wygląda na to, że jest bardzo proste do zrobienia i naprawdę pyyyszne...

http://allrecipes.pl/przepis/2372/quiche--kisz--ze-szpinakiem.aspx

albo

http://simplecookingpleasures.blogspot.com/2008/04/quiche-ze-szpinakiem-i-orzeszkami.html

I mam jeszcze jedno danie, ze dwa tygodnie temu hostka zrobiła na kolacje, bardzo prościutkie.. Piersi z kurczaka włożyła do naczynia żaroodpornego, na to wylała słoiczek suszonych pomidorów w oliwie i słoiczek marynowanych karczochów no i wstawiła to do piekarnika.. Super wyszło.. W ogóle stwierdzam, że uwielbiam suszone pomidory.. Nie wiem tylko, czy nie dodała do tego śmietany, ale wątpię, bo oni raczej nie są śmietanowi, z resztą ja bym nie dodawała.. :D

Dzisiaj wszyscy są dla mnie wyjątkowo mili, może słyszeli moją wczorajszą rozmowę z mamą.. Słyszeć to oni słyszeli, ale czy coś zrozumieli :) Jedyne co, to mogli wyczytać z tonu głosu, że mam jakiś problemik.. Host od rana zagadywał, hostka jak tylko wróciła z pracy, to też za coś mnie przeprosiła, aaa, wiem, bo zapytałam się jej jak ja dzisiaj mam pracować, czy rano czy po południu, bo część dnia miała pracować Gaga, a ona siedziała sobie na kanapie i powiedziała, żebym poszła się jej zapytać.. No, a dzisiaj mnie przepraszała, że tak powiedziała i że powinna pójść ze mną, czy coś takiego.. Boshe boshe..

No dobra właśnie jestem po cieście, a właściwie jesteśmy.. Chyba wyszło.. :D Tzn. myślę, że jest jeszcze za świeże, bo jabłka trochę się rozlewały, ale jedliśmy jeszcze gorące... Rodzinka sobie dodała bitej śmietany i smakowało.. No to się cieszę..

Byłam dzisiaj rano na zakupach, oczywiście na rowerze.. Tylko tak, nie przewidziałam skutków mojej wyprawy.. Lekko padało, mój jednoślad niestety nie ma błotników także caaaaaałe błoto zostało na moich plecach tworząc plamę sięgającą od tyłka aż po sam kaptur.. Wybrała się gwiazda na zakupy, no nic zaparkowałam przed sklepem, wszyscy wysiadają z samochodów, a ja przypinam rower do lampy, ściągnęłam tę kurtkę i schowałam do torby i poszłam kupoować.. Szukałam , wynajdywałam, same przeceny oczywiście, i gotowa idę do kasy, a Pani mnie się pyta, czy może jeszcze chcę 20% rabatu, mówię jej, że oczywiście, że chcę, no to trzeba założyć kartę, ale do karty był potrzebny mój 'amerykański pesel', któergo nie miałam przy sobie, także ciuszki leżą odłożone i czekają do jutra...

0 komentarzy:

Prześlij komentarz