Spalam… 13 godzin!!!!
Wczoraj położyłam się o 22:00, byłam naprawdę zmęczona, obudziłam się w nocy ok. 5:00i gotowa byłam góry przenosić, tyle miałam siły i chęci do życia, ale tylko przewróciłam się na drugi bok i zapadłam w sen, aż do 11:00!!
Wstałam, wzięłam prysznic, ubrałam się i poszłam do swojego tymczasowego pokoju, nikogo jeszcze nie widziałam – hostka i host byli już od 8:00 rano w pracy, dziewczynki w szkole, także gdzieś w domu powinna być operka z mała Amirą Zoe :D.. Usiadłam na chwilę przy kompie (mam już neta, zdobyłam hasło do sieci od hosta) i ktoś raptem puka do drzwi (ciągle je zamykam bo po domu chodzą dwa koty abisyńskie zdaje się, a wiem, że lubią włazić do łóżka, a ja za kotami to trochę nie przepadam, ale chyba to wyczuwają bo natarczywie się o mnie ocierają i ładują na kolana) no i ktoś puka, otwieram, a tam Jennifer – ich operka z malutką, pierwszy raz ją zobaczyłam, no i jest taka śliczniutka, że naprawdę, mały łobuziak, ciągle uśmiechnięta, zachowuje się trochę jak chłopak, rzuca po podłodze, bawi się klockami, do lalek jakoś jej nie ciągnie… Ale jest śliczniutka, mały rozbójnik..
Najstarsza, Leila Alice, jest taka trochę wyniosła, widać że chce pokazać, że ona jest tu najstarsza z rodzeństwa, wie najlepiej itd.. ale też jest bardzo sympatyczna i mądra, jak rozmawiam z nią i czegoś nie rozumiem, to cierpliwie mi tłumaczy i podaje przykłady, także nie miałam z nią problemów, chociaż Jennifer mówi, że Leila będzie próbowała mnie testować, jak szybko się zdenerwuję, czy rozzłoszczę, co może ze mną zrobić, do jakiego stopnia się posunąć, także poradziła mi, że jak raz coś powiem, bez znaczenia, czy to będzie ‘tak’czy ‘nie’ to muszę być konsekwentna bo ich nie okiełznam..
Za to średnia dziewczynka, Lauren Melissa, taki aniołek, jest na etapie ‘W przyszłości chciałabym być..Księżniczką’, lalki, bajki o królewnach i księciuniach, to jej żywioł.. Bardzo lubi tańczyć i śpiewać, wesolutka..
Dzisiaj dziewczynki cały dzień słuchały świątecznych piosenek, podobno ich ulubiona płyta i mogą jej słuchać w kółko.. :D
O 11.30 poszłyśmy do przedszkola odebrać Lauren.. Zajęcia ma 3 razy w tygodniu, w pon, śr i pt, i zaniosłyśmy Leili pracę domową, którą odrabiała wczoraj w samochodzie jak wracaliśmy z San Francisco,i zostawiła ją w aucie.. Przedszkole i szkoła są w jednym miejscu, tylko w innych budynkach, 10 minut spacerkiem od ich domu.. Jak się odprowadza do Lauren do przedszkola to trzeba podpisać listę, i jak się ją odbiera też trzeba zostawić podpis na liście.. Wzięłyśmy Amirę do wózka i poszłyśmy po Lauren.. Jak wróciłyśmy to Jennifer zrobiła dziewczynkom snacka – przekąskę, która składała się z: 2 łyżek makaronu z serem, garści fasolki i 3 kawałków kurczaka, Lauren zjadła prawie wszystko, a Amira siedziała w wysokim krześle i mało jedzenia trafiło do jej buzi, za to pełno było na podłodze, na jej ubranku nawet na mnie… A ona cała uchachana machała nogami.. W ogóle ta Jennifer wzięła całe to jedzenie Amiry rzuciła na stolik od tego wysokiego krzesła (nawet go nie umyła a był paskudnie brudny), mała jadła wszystko łapkami, nie chciała używać łyżeczki, wszystko było upaćkane.. Ehh…
Ok. 12:00 Jennifer położyła je spać – NAP TIME, Amira zasnęła sama, a Lauren trzeba było przeczytać bajeczkę i już jej nie było, także bez problemów..
Dziewczynki obudziły się i ok. 15:00 poszłyśmy z nimi do szkoły po Leilę, później poszłyśmy na pół godziny na plac zabaw i wróciłyśmy do domu, dziewczynki zjadły obiad – jajko z chlebem i banana i poszły się bawić..
O 17.30wróciła hostka – widać było po niej, że była zmęczona, i tak jak cały dzień dziewczynki były grzeczne to jak zobaczyły mamę to zaczęły się cyrki, płacze przepychanki, ale my już byłyśmy po pracy.. :)
Jennifer poszła do siebie do pokoju, a ja zostałam z hostkąpogadać, wypytywała mnie jaką muzykę lubię i takie tam, wzięła kompa i puszczała na youtubie piosenki, o których jej mówiłam, że lubię, pytała się co lubię jeść.. Najlesze pytanie było ‘Lubisz japońską kuchnię..?’, odpowiedziałam, że nie wiem, bo oprócz ryżu i śledzi – podobno to teżsushi ;) (no dobra raz czy dwa jadłam prawdziwe sushi) to nie jadłam nic japońskiego, a ona na to ‘A tajską..?’ Taaa, tajską, meksykańską, francuską.. Ale zdecydowałyśmy, że na kolację pójdziemy jutro, bo w sume jadłyśmy z Jennifer tosty, więc nawet nie byłyśmy zbyt głodne..
Po 18:00 pojechałyśmy z Jenny do sklepu, bo musiałam kupić parę rzeczy, w tym dresy, bo po sklepie jechałyśmy na fitness!! No i tak, w sklepie zostawiłam z 50$! Tak szybko mi się ta kasa rozchodzi, no ale fakt, za same drechony zapłaciłam 19.99$, kupiłam jeszcze szampon, odżywkę, zmywacz do paznokci, zeszyt, bo nie miałam nic w czym mogłabym pisać, i pół litra jogurtu naturalnego – za 4$!!
Po sklepie pojechałyśmy na tę siłownię, otwarta 24h na dobę, potęga, tyle sprzętu, że szok, instruktorzy grubasy, jeszcze więcej instruktorów i jeszcze więcej grubasów, pól Pekinu, pół Afryki.. Ale jako nowa osoba dostałam 24 dni chodzenia za darmo, żeby się rozejrzeć popróbować i ewentualnie się zdecydować na to, czy chcę chodzić czy nie (oczywiście, że chcę!).. Mr. Eddie oprowadził mnie po całej hali, pokazał co i jak no i poszłyśmy ćwiczyć.. Najpierw bieżnia 35 min, no to idę idę po tej bieżni, patrze na lewo Chinka jakaś z iPhonem biegnie, patrzę w lewo, Murzynek z iPhonem biegnie trochę szybciej od Chinki, a Tyna w środku, bez iPhona idzie.. Po tym było coś a’la rower 35 min, trochę brzuszków i stretching, byłyśmy wykończone, wróciłyśmy do domu ok. 22:00, tylko zjadłam jogurt, i spać..
Jutro idziemy ok. 11:00 na zakupy, a wieczorem Jennifer zabiera mnie do jakiegoś klubu, muszę się wyspać.. :)
Amerika Amerika… Made in China…
0 komentarzy:
Prześlij komentarz