niedziela, 12 grudnia 2010
OOOh Happpy Day... :D
I kto by pomyślał.. W kościele byłam, i co dziwniejsze chcę jeszcze raz pójść, a może i więcej niż raz.. O losie coś niesamowitego... :D Oczywiście, nie oznacza to, że się nawróciłam czy coś, ale cała ta atmosfera, normalnie serce roście... Jak ci ludzie się zachowywali, ręce wyciągnięte w górę, tańczyli, krzyczeli, śmiali się, pili kawę, jedli muffiny.. Woow..
Z resztą każdy miał swoją intencję, ja też miałam swoją.. :*
Jakiego wyznania to był kościół?
OdpowiedzUsuńI znów tak mało, po dwóch dniach wolnego :(
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńprzyznaj się że najfajniejsze były muffiny i kawka ;p
OdpowiedzUsuńsama odkryłaś ten kościół czy ktoś Ci pokazał?
to oni tam wszędzie takie gospel czy akurat taki wybrałaś??
Eeej ja byłam taka zestresowana, że nawet nie myślałam o tych muffinach..
OdpowiedzUsuńKtoś mi pokazał..;p
Ale to nie był taki typowo gospelowy kościół (piosenka może mylić!), a raczej w stylu rockowym! Grał zespół, wiesz czarne ciuchy, długie włosy normalnie Haaaallelujah Man!
1.. 2.... 3... próba awatara ;p
OdpowiedzUsuńsprawdzam czy juz jets ;p
Haha, jaki awatar...;p;p
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńALe lipka.. Zasłania moje imię...;p;p
OdpowiedzUsuńhehe u mnie tez zasłania, bo jest napisane Pendżix ;p
OdpowiedzUsuńale Endżix tez dobrze wyglada heheh ;)
a jak się robi avatara takiego? ;>
OdpowiedzUsuń