piątek, 22 kwietnia 2011

// // Leave a Comment

Salamowy Trip - Część II

Internet!

W poprzednim poście zamieściłam relację z ostatnich dni, tutaj, dzisiaejsza!

Właśnie przyjechałam do Camp Lotus, gdzie mają Wi Fi więc mogę poszaleć.. W końcu weekend! Wymarzony, wyczekany.. Dzień zaczęłam od biegania. I tak biegnę sobie, biegnę, zapatrzyłam się na dzikiego indyka, odwracam głowę, a tu sarna mi wyskoczyła na drogę, prawie na czołówkę szłyśmy! Myslę sobie, o Boshee, zaraz lew leśny się pojawi (zgooglujcie sobie: mountain lion!), pobiegłam jeszcze kawałek i zawróciłam.. Później było śniadanie z hostami no i do pracy.. Dzisiaj hości wybrali się na rowery, w końcu ostatni dzień mojej pracy, co oznacza ostatni dzień ich wolności.. A ja zabrałam dziewczynki do parku James'a Marshalla, tego pana, który w 1848 roku odkrył tu złoto, i rozpoczęła się wielka gorączka! Byłyśmy w jego muzeum, posiedziałyśmy sobie w dyliżansach, odwiedziłyśmy indiańskie tipi, i chińskie domki, więc dopóki maluchy mi nie zaczęły marudzić to było fajnie.. Żeby je udobruchać, zabrałam je na lody.. Dostały po takiej wielkiej gałce, że nawet nie mogły ich skończyć.. Lody sprzedawała Rosjanka, która po pierwszym moim wypowiedzianym zdaniu, zapytała się mnie skąd jestem, bo jakiś znajomy akcent słyszy.. No to mówię, że z Polski..;)

Wróciłyśmy do domu, najmłodsze dziecię poszło spać, a ja z maluchami grałam na podwórku.. Chwilę później pojawili się hości. Zaczęli ogarniać dom, bo przecież dzisij wielki grill! Przepraszam barbecue! ;) I tu zaczyna się kolejna przygoda hosta! Co za facet! Haha.. Miał kupić makaron, bo hostka  chciała dodać do niego jakiś sos i podać do mięsa.. Nie kupił.. Ale co kupił? Z 7 kilogramów ziemniaków (oczywiście organicznych!) Dlaczego, ziemniaków? Nie wie tego ani hostka, ani ja.. Zaczął je czyścić, i mówi do mnie, 'Wy w Polsce jecie duzo ziemniaków Martyna, to jak możemy je przyżądzić?' Oderwał mnie od wycierania zaskarkanego nosa jednego z maluchów, patrzę na niego i mówię, że możemy je ugotować, dodać ogórki, jogurt, trochę majonezu, koperek albo pietruszkę, doprawić i będzie git! (:* SzomX!) 'Ooo to brzmi smakowićie' mówi host, a co jeszcze.. No to mówię, że jak to są młode ziemniaki, to możemy nie robić z nich puree, tylko dodać samo masło i sól i posypaćkoprem i też będzie dobrze, aaaalbo mówię, możemy je obgotować, a później pokroić w ćwiartki, wrzucić na blaszkę, dodać oliwy i posolić i będą takie miękkie w środku z chrupiącą skórką.. 'No i tak zrobimy Martyna!' Okej hoście, tylko nie przegotuj ziemniaków, mówię, bo będą niedobre.. 'Dobrze, dobrze, nie przegotuję..' No to host przegotował ziemniaki, na maksa.. 'No to Martyna, co my możemy teraz z tego zrobić?' Obadałam te ziemniaki, myślę, da się je uratować.. Pokroiłam 7 kilogramów ziemniaków w ćwiartki, przyszła hostka, zaczęła mi pomagać, pod nosem marudziła na hosta, że ten jak zacznie grillować kurczaki, to będzie do usranej śmierci nad nimi slęczał, a wszystko inne przestaje istnieć.. Skończyłyśmy ziemniaki, zabrałysmy się za pieczarki.. Pokroiłam ze 3 kilogramy pieczarek w piękne plasterki, a ziemniaki się robiły jż w piekarniku.. Skończyłam co miałam skończyć i w końcu zajęłam się sobą.. Potrzebny był mi prysznic i kubas herbola..

W międzyczasie hostka zaczęła sprzątać podwórko.. Zawsze jak przychodzą jacyś goście to jest motywacja do tego, żeby ogarnąć chałupę.. Także dom w Kolomie zmienił się na dobre..

Przyjechała Gaga, no i nawet moja kochana Gagunia będzie ze mną spała na poddaszu! Znowu zabrali mi prywatność! Przywiozła swój dmuchany materac, i już go tam rozłożyła..;) Szalona kobieta, a nich śpi, na zdrowie, inaczej dzieciaki z samego rana wejdą jej na głowę.. ;)

A jak juz jesteśmy przy głowe, to dostałam dzisiaj w głowę od Lauren, ale czym! Kijem do krokieta! Mają zestaw do gry w krokieta, taki jak w Alicji w Krainie Czarów' , więc zaczęłyśmy rozstawiać te malutkie bramki w ogrodzie, chciałam jedną z tych bramek wbić głębiej w ziemię, a w tym czasie lauren już zaczynała swoją grę, nie widząc mnie za sobą, zamachnęła się i robnęła z całej swojej siły (a jak okazało się, ma jej trochę) i przyłozyła mi w sam środek głowy.. No i urósł guz! Aż usiadłam w mrowisko, w takim była szoku.. biegnie hostka, krzyczy Martyna! Martyna, czy wszystko w porządku!? Mi łzy same pociekły, i ze zmęczenia, i z bólu i ze wszystkiego.. Hostka pyta się mnie czy lodu potrzebuję, ja tak patrzę na nią, mówię, że ok, da radę, wszystko w porządku, żyję i przeżyję.. A ona po chwili dodaje, że nie lodu, ale piwa Ci trzeba! ;)

No to teraz wszyscy szykują się do grilla, a może nawet grill się zaczął.. Jadę sprawdzić.. ;)

0 komentarzy:

Prześlij komentarz