czwartek, 23 grudnia 2010

// // 5 comments

:)





No to Merry Christmas...


A mi jakoś tak smutno jest.. :)
Read More
// // 2 comments

Armagedon!

Ledwo żyję.. Cała trójca wysysa ze mnie całą energię, jak takie pasożyty.. Mimo wszelkich dopalaczy - zielona herbata, gorzka czekolada i orzeszki, jestem na straconej pozycji, leżę.. BIAŁA FLAGAAA!!

Nie no, żarty żartami, chociaż, szczerze mówiąc to nie do końca są takie żarty..

Dzisiaj mamy środę.. Tak.. To w sobotę, tak jak obiecywałam, zajęłam się dziewczynkami gratis (chociaż w sumie wyszłam trochę na plus, bo host mi dał 50 dolarów na bilety wstępu, a wydałam ok 30, to 20 zostało dla mnie;) ) Ale mniejsza o to.. Leila pojechała do Gagi w piątek wieczorem, aż na 3 noce, i to każda noc w innym domu - Ahoj przygodo! Zostały mi dwa szkraby do okiełzania.. Najpierw pojechałyśmy do Ikea, po wyciskacz do owoców za 5 dolarów i słomki do picia.. ;) Haha, a jeszcze kupiłyśmy fioletową lampę!


Nasza double bryka!

Princessa w czerwieni i fiolecie..

..w bieli

:*
Później zjadłyśmy sobie mrożony jogurt i bułę cynamonową jedną na trzy i wróciłyśmy do domu, bo Mirka musiała położyć się na popołudniową drzemkę.. W tym czasie zgarnęłam Lauren do samochodu i pojechałyśmy do Children's Discovery Museum, do San Jose (www.cdm.org) Ojejku, jak fajnie byłoo.. Normalnie bawiłyśmy się jak dzieci, tzn. ona bawiła się bo jest dzieckiem, a ja rzeczywiście czułam się jak dziecko, przełaziłyśmy tam prawie 3 godziny, zrobiłyśmy lalki z liści kukurydzy, malowałyśmy sobie ręce..

Komnata z karuzelą..

Body painting!

Mój nowy tattoo!!

Dmuuuuchawaaa..

Bob the Builder exhibition

A tego to nie znam

Koparaa

Śniadanie u Tiffaniego ;)

Tę scenkę Princessa nazwała 'Śniadaniem na plaży'

Dajanozałr jakiś

Kunik...

Jakie skupienie na twarzy dziecka..

Nawet spotkałam tam parę Polaków z dzieciakiem, zagadałam do nich, ale jacyś tacy niemrawi byli, zero uśmiechu.. A idźcie Wy..
Po muzeum pojechałyśmy na zakupy do Target, no i mała naciągnęła mnie na kolorowankę w księżniczki.. Ja to mam miękkie serce dla tych dzieci...;p Także wróciłyśmy do domu, to było naprawdę późno, gdzieś ok 7 wieczorem.. To tak sobie hasałyśmy z 6 godzin, ja to byłam padnięta i wygłodzona.. Dobrze, że hostka zrobiła lasagnę..

Niedzielę spędziłam w Santa Cruz, a wieczorem host zadecydował, że pojedziemy do Polish Restaurant Menlo Park (http://www.bonasrestaurant.com/).. Zarezerwował stoli, i pojechaliśmy.. Byliśmy pierwszymi gośćmi, host był zdziwiony, że nikogo nie ma, póki nie doczytał się, że czas kolacji rozpoczyna się od 6.30, a my mieliśmy właśnie stolik na 6.30, także naszło się po na ludzi, większość to właśnie Polacy, że nawet tłoczno było.. Restaurację prowadzą Polacy (chociaż w kuchni widziałam nawet jednego Azjata!) Właściciel jest w USA od rok, a babka z którą to prowadzi od sześciu lat.. Jak na razie dają sobie radę.. Hostka zamówiła sobie buraczki, żurek, gołąbki, host barszcz (barszcz knorra chyba!) i gołąbki, dziewczynki pierogi ruskie, a ja żurek (jakoś za barszczem nie przepadam) i pierogi z kapusta i grzybami.. Jedzonko było smaczne, ale chyba odgrzewane.. ;) Po kolacji poszłam zagadać do tych właścicieli i okazało się, że on jest z Torunia, a dziewczyna z Łodzi.. Są tu sami, także zapraszali częściej.. Pożyjemy, zobaczymy..
Na deser wzięliśmy makowiec! Dooobry był..

W poniedziałek wróciła Leila.. Matko Boska, pogrom.. Najpierw była rozczarowana, że rodziców nie ma w domu, bo ona myślała, że oni będą na nią czekali, a oni niestety byli w pracy.. Później zaczęła płakać, że Mirka nie chce się do niej przytulić.. Taka jakaś była rozżalona.. Przywiozła ją Ciocia Bridget, ułożyły się na kanapie i oglądały jakieś DVD..
Po pracy pojechałam na zakupy, miałam zamiar kupić w końcu prezenty, ale jakoś tak mi ciężko szło to wybieranie, że wróciłam z niczym.. Położyłam się spać po 24..


Haha, jakie uśmiechy..




Już tutaj widać moje zmęczenie...;)





A wczorajszy dzień był naj naj naj najcięższym dniem odkąd tu jestem.. Aż miałam mroczki przed oczami.. Nie te Mostowiakowe..;p Pierwszy raz miałam zająć się trzema dziewczynkami.. Porażka.. Rano miałyśmy jechać z Mirką do lekarza na przegląd, GPS nie mógł znaleźć drogi, także trafiłam na czuja ze wskazówek hosta (dumna jestem z siebie, bo tutaj trafić na czuja to wyzwanie!) Doktorka przebadała małą, zrobiła zastrzyk i do domu.. Mirka poszła spać, a ja użerałam się z tymi dwiema gwiazdami.. Zero przerwy, zero chwili odpoczynku, Leila zaczęła mi podskakiwać, drzeć się, krzyczeć na mnie, nie słuchały mnie, olewały totalnie... Aż musiałam dziewczynki rozdzielić, jedna została w salonie, druga poszła do swojego pokoju, a ja zajęłam się Mirką.. Wyszły po 15 minutach i wtedy pokornie posprzątały cały bajzel który zrobiły i akurat przyszła hostka... Od razu zebrałam się, wzięłam samochód i pojechałam dalej szukać prezentów, bo nie mogłam już siedzieć z nimi dłużej..
Prezentów znowu nie kupiłam..

Ale za to prezenty kupiłam dzisiaj.. Szukałam butków dla Mirki, chciałam jej kupić czerwone konwersiaki, ale na rzepy mieli tylko czarne i to o rozmiar za duże.. W końcu kupiłam jej poduchę, bo nie ma jeszcze swojej.. A starszym kupiłam pościel w dzikie paski, dla Leili czarną, a Lauren różową, a jutro dokupię jeszcze jakieś perfumki w kremie czy coś takiego..Ohh..

Dzisiaj z dzieciakami było lepiej, bo powiedziałam hostce co się działo, jak one się zachowują.. Rano była poważna rozmowa, któa raczej nie należałam do tych miłych, i przeprosiły mnie.. Także dzisiajszy dzień był o niebo lepszy.. Byłyśmy w Macy's i napisałyśmy listy do Świętego Mikołaja, później pojechałyśmy do biblioteki, wypożyczyłyśmy z 11 książek, w tym dwie o Polsce i bibliografię Barcka Obamy dla dzieci (już jesteśmy w połowie!) Więc miałyśmy co robić dzisiaj.. :)



Yeay! What's up! ;)

Eeee..

Mały dziabełek

Idę spać jutro kolejny ciężki dzień..
A dzisiaj nawet gofry im zrobiłam... Dobree wyszły.. :D
Read More

czwartek, 16 grudnia 2010

// // 27 comments

O losieee co za dzien..

Po długiej nieobecności spowodowanej.... :D No najważniejsze, że jestem, prawda.. :D

Dzisiejszy dzień mogę zaliczyć do tych niekoniecznie udanych.. Być może powodem jest pogoda, a byc może tęsknota, a nuż wszystkim po trochu..

Pojawiły się pierwsze łzy, tak właśnie, moje łzy gdy przyniosłam pocztę, a na samej górze ujrzałam kopertę zaadresowaną pismem, kogo, a właśnie Cioci Asi.. Pierwsza koperta zza oceanu.. No tak mi się przyjemnie i cieplutko zrobiło, w ogóle nie spodziewałam się..

Takie DOBRE wiadomości przyniósł dzisiaj mailman.. Właśnie DOBRE... Ale jak to tak dobre, bez tych złych.. Kolejna koperta to był rachunek za telefon.. I tu przeżyłam załamanie, boooo czytam, czytam czytaaaam i nie wierzę, że muszę zapłacić dodatkowo 70 dolarów za smsy i 80 dolarów za używanie internetu przez komórkę.. Z A Ł A M A N I E! Toć to prawie cała moja tygodniówka, nie wierzyłam, nawet nie zakładałam, że mogę aż o tyle przekroczyć swój plan.. Ale, wszystko się wyjaśniło, gdyż ponieważ, okazało się, że w USA trzeba płacić nawet za smsa, którego Ci przyślą.. O taki zonk.. Czyli, w tym miesiącu wysłałam ponad 300 smsów, ale płacę za 600!! No.. żesz kurdę..

Kolejna kwestia to net, no tak, fakt korzystałam z neta, kiedy hostka miała krzywe fazy, żeby przenosić cały router do garażu, ale za pozwoleniem! Przecież pytałam się jej, czy mamy internet za free, i powiedziała mi że tak! Szkoda, że zapytałam się hosta o 3 dni za późno, czy to prawda..

Ja pierdzielę, myślę sobie, pieprzone telefony.. Ale w rezultacie, host powiedział, że z internetem to było nieporozumienie, więc oni zapłacą, no a za smsy niestety, ale muszę zapłacić sama, ale za to oni uruchomią mi jutro pakiet smsów bez limitu.. A przecież ze mnie nie jest taki smsowy człowiek.. Jak to się ludzie zmieniają.. ;D

To nie koniec przygód z listami.. Co mnie zaniepokoiło, to adres, który Ciocia Asia napisała na kopercie, 847, a nie 874.. Jakim cudem? Ciocia, która zawsze sprawdza wszystko po kilka razy, pomyliła się? Niemożliwe.. Okej, kartka od niej dotarła, ale co z moją paczką?!?!! Błąd leżał po mojej stronie, w tym większym stopniu (Tato!) bo źle zaadresowałam swój pierwszy list do Taty, a później ten zły adres został przepisany.. Ale mam nadzieję, że nic straconego, bo akurat dzisiaj rozmawiałam z mailmanem btw. Cing Ciang Ciongiem, i powiedziałam mu, że ja tu z Poland jestem i czekam na 'pakedż' od rodziców, a oni źle 'namber' napisali, i czy widział ten 'pakedż' bo mi bardzo zależy, żeby dotarła.. A to Tyyyy jesteś, powiedział mailman i wcisnął w garść kolejny numer Glamour, paczki jeszcze nie było, ale on jest tu regularnie, bo to jego rejon, więc jak coś to już będzie wiedział gdzie ma przynieść.. I DZIĘKI BOGU!!

Pocztowe przygody czas zakończyć..

Dzisiaj zrobiłam sobie wagary, nie miałam nastroju patrzeć na Pana Wiiiiiihiiii, i pojechałam na siłownię poboksować.. Po siłowni miałam zamiar pojechać jeszcze do Organicznego spożywaczaka i kupić chleb, ale coś mnie zatrzymało.. Mianowicie chciałam zatankować minivana, jednak tankowanie okazało się trudniejsze niż przeczuwałam.. Okej, podjechałam (z dobrej strony), ale największy problem miałam z otwarciem wlewu do paliwa.. I tutaj wielkie podziękowania dla Pana Benzynowego, który udzielił pomocy zdezorientowanej Polce, która wpadła do jego mini biura z taką rozpaczą w oczach, że nie śmiał odmówić.. Na spożywczaka nie wystarczyło mi już czasu..Na śniadanie będzie owsianaaaaa :D

Po powrocie do domu dopadła mnie hostka na pogaduchy.. I tak przestałyśmy i przegadałyśmy w kuchni z
godzinę.. Host pojechał na kilka godzin do pracy, a hostka siedzi teraz jak ten świstak i zawija prezenty w sreberka.. Tynka zmywa położyć się spać, bo musi wypocząć.. Jutro najazd robi Gagucha, to muszę zbierać siły..

Pierwsza jazda =)

Na chwilę przed egzaminem na prawko..

To tylko macaroni and cheese..

Każdy ma swoją skarpetę..

Salamowe Christmas Tree

Skarpeteczki jeszcze puste..

.. nawet nie wiem, która to moja.. ;)
Read More

niedziela, 12 grudnia 2010

// // 11 comments

OOOh Happpy Day... :D




I kto by pomyślał.. W kościele byłam, i co dziwniejsze chcę jeszcze raz pójść, a może i więcej niż raz.. O losie coś niesamowitego... :D Oczywiście, nie oznacza to, że się nawróciłam czy coś, ale cała ta atmosfera, normalnie serce roście... Jak ci ludzie się zachowywali, ręce wyciągnięte w górę, tańczyli, krzyczeli, śmiali się, pili kawę, jedli muffiny.. Woow..

Z resztą każdy miał swoją intencję, ja też miałam swoją.. :*
Read More

piątek, 10 grudnia 2010

// // 1 comment

Nadal z uśmiechem na twarzy..

.. i ten uśmiech jeszcze długo mi z twarzy nie zejdzie..:)
Hihi..
Rodzina Salamów właśnie układa się do snu, coś opornie im to idzie, bo co chwilę któraś z dziewczynek puka mi do drzwi z byle pierdółką.. Dostałam kilka obrazków, 3 nowe zdjęcia Leili, także moja korkowa tablica powoli zapełnia się obrazkami dziewczynek, zaraz będzie wyglądała jak szafki w kuchni (wśród rysunków trudno znaleźć uchwyt!)

Nawet nie wiem co dzisiaj robić, idę gdzieś na spacer..
Read More

czwartek, 9 grudnia 2010

// // 8 comments

KIEROWNICY KRÓL(owa)..

Zdadadadadadałaaaam praktyczny egzamin na prawko..
Teraz mam już stałe, a nie tymczasowe, moje moje moje kalifornijskie prawko.. :D
Huuuhh...
Aż sobie z tej okazji zrobiłam wycieczkę do Polish Deli i zakupiłam 2 kilogramy twarogu.. Uczta się szykuje..

Idę na zajęcia..:)

RADOŚĆ MNIE ROZPIERA LALALALA...
Coś mnie ta Kalifornia zaczyna lubić, i ja ją chyba też.. :D

Podziękowania dla:
Św. Krzysztofa, wiernie czuwał w mojej kieszeni i dla Cioci Asi, która mi go dała, gdy zdałam prawko w Polsce.. :*

Fafa & Mami, za bransoletkę Larimar z Dominikany, odkąd ją mam to zakładam na każdy ważny egzamin, jak na razie zawsze jestem do przodu.. :* :*
Read More

wtorek, 7 grudnia 2010

// // 7 comments

Barbieee...

Ale dzisiejszy dzień to ciągnął się jak flaki w oleju.. Do tego na czole wyskoczył mi mega pryszcz, głowa coś mi pobolewa, a przede mną jeszcze szkoła i siłownia..

Średnie dziecko nie śpi w dzień, to mój czas wolny jest równo okrojony, nie wiem, muszę jakiś sposób na nią wymyślić, chociaż dzisiaj sama bawiła się gołymi Barbieee..;p A raz powiedziałam do niej odłóż tę lalkę i posprzątaj klocki to co usłyszałam 'To nie jest lalka, to Barbieee'

Jakaś mam pustkę w głowie..

Nadałam dziś paczkę do domu, także powinna być w ciągu tygodnia, to Rodzino moja proszę czekać... ;)

Kurde, chciałam wstawić tę pobitą Barbie, ale nie ma już jej w googlach.. =)
Read More

poniedziałek, 6 grudnia 2010

// // 7 comments

c.d

Reakcja Leili na prezenty w butach: A a aaaaaa aaaaaaaaaaa?? Nie mogło dziecko słowa wymówić, wzięła mnie za rękę, poszłyśmy do ubikacji, usiadła na sedesie, zrobiła siusiu i dopiero zaczęła coś mówić. A jak to? A skąd on wiedział? (No list mu napisałam mówię..) Naprawdę?? Aż z Polski przyjechał? Hahaaa.. Ojj.. dzieciaki dzieciaki.. A później jak ubierały buty to do powietrza krzyczały 'Dziękujemy Polski Mikołaju'.. Ależ nie ma za co... =D

Co ja tu chciałam powiedzieć.. Hmm.. Aa! Jedna z moich koleżanek napisała mi dzisiaj w mailu, że robi się ze mnie Pani domu - szefowa kuchni.. Hehe.. To takie małe sprostowanko.. Żadna ze mnie Pani domu, przynajmniej nie tego! A gotowanie tylko dla przyjemności (btw nigdy nie przypuszczałam, że gotowanie będzie mi taką frajdę sprawiało!) A dzieciaki, no cóż, nie da się ukryć, że zakochałam się w tych maluchach i nawet gdybym teraz miała je opuścić to by bardzo bolało i tęskniłabym za nimi ogromnie, bo w końcu mało kto w moim życiu kłócił się o moje kolana.. :D Także z tą Panią domu to powoli, myślę, że jeszcze przyjdzie na to odpowiedni czas..

Wiecie może co zrobić, gdy dziecko rzuca jedzeniem i przy tym śmieje się wniebogłosy! :D Mirka zaczęła mi tu odstawiać numery i rzuca makaronem z tej swojej ambony..
Read More
// // 5 comments

Juz grudzień..

Nawet nie wiem kiedy ten grudzień przyszedł, czas bardzo szybko płynie..

Wczoraj kupiliśmy choinkę, dla odmiany nie padał śnieg, ale lało takie deszczycho, że wszyscy musieli włożyć kalosze.. No ja kaloszy jeszcze się nie dorobiłam, bo w końcu miała to być Kalifornia, a czasami się zastanawiam, czy to nie jest Londyn!

Choinki jak spod linijki! Równiutkie, gęste, zieloniutkie, no śliczne, ale hostka mi powiedziała, że to takie hodowane.. Wybrała jedną i zapłaciła jedyne 180 dorarów ;)

Do mojego 'buta' też zawitał dziś Mikołaj.. Dziękuję bardzo :*
Read More

niedziela, 5 grudnia 2010

// // 5 comments

Skrót w wielkim skrócie..

Od wczoraj zabieram się za zdanie relacji z zeszłego tygodnia.. Wczoraj nawet zasiadłam przed kompem i otworzyłam okno 'Nowy post', ale znowu coś mi przerwało i w końcu nic nie napisałam..

Mam się dobrze, to chyba najważniejsze.. Jestem cała i zdrowa..

W poniedziałek byli u nas Hasan i Kaluli, nawet dostałam zaproszenie od dziadka Hasana.. Mam przyjechać do nich w odwiedziny do Nowego Meksyku, łaaa.. :D Super pomysł, mam nadzieję, że zrealizujemy...


Mirka do wszystkich woła Tynaaa Tynaaa, i chyba jako jedyna wymawia to przez prawdziwe 'y' a nie przez 'i'.. Naprawdę, czuję się jakby nazwała mnie 'mamą'.. :D Rośnie dziewczynka, powtarza wszystkie słowa, niedługo pewnie będziemy sobie rozmawiały..

We wtorek miałam szkołę, czyli mogę powiedzieć, że był to dzień, pod koniec którego muszę wymienić baterie, żeby mieć siłę wziąć prysznic i dojść do łóżka.. Padłam z wyczerpania..

W środę miałam też szkołę.. Tym razem mieliśmy zadanie domowe, niby bardzo proste, ale.. No właśnie.. Trzeba było opisać po prostu coś ulubionego, mogła to być książka, film, jedzenie, praktycznie cokolwiek.. Przyszliśmy na zajęcia, nasz nauczyciel Fredziu poprosił o zrobienie dużego koła ze stolików, bo będziemy czytać to, co napisaliśmy, a inni będą się wypowiadać.. Okej, myślę, jakoś dam radę.. Ktoś tam opisał ulubioną restaurację, SPA (btw SPA było w Europie!), żonę (ulubioną!;D), ktoś napisał jak się gra na gitarze albo opisał biografię antycznego cesarza.. Hehe, tak tak, a miało być po prostu coś ulubionego... Tynka opisała swoją ulubioną przekąskę - orzeszki, no i wyobraźcie sobie, moje orzeszki zrobiły furorę! Żadnych zastrzeżeń, same pochwały i pozytywne oceny.. Hehe... Ale stres przeżywałam jak czytałam, głos mi się trząsł, nie wiedziałąm, czy mam jakieś błędy, bo nikomu wcześniej nie dałam do sprawdzenia tekstu, ale było okey..

Ooo, a po szkole byłam w kinie, w końcu wybrałam się.. Film: Due Date/Zanim odejdą wody.. Żebym tak szybko nie gadali w tym filmie to może bym więcej zrozumiała ;p Ale tak zasuwali, że czasami pozostało tylko 'Hęęę..??' Ludzie się śmiali, czyli dialogi musiały być naprawdę zabawne..
Do domu wróciłam chwilę po 24, zanim ogarnęłam się ze wszystkim to położyłam się przed drugą, Lauren strasznie budziła się w nocy to też przez nią nie mogłam porządnie zasnąć..

I tak przewracając się z boku na bok dotrwałam czwartkowego poranku, cały dzień z dziewczynkami, później 3 godziny szkoły.. Do domu wrócił jedynie mój cień.. Na szczęście w przyszłym tygodniu są ostatnie zajęcia, a później dwa tygodnie przerwy to mam nadzieję, że wszystko odeśpię..

W piątek byłam na zakupach, tych takich 'do-butowych', bo w końcu zbliża się 6 grudnia i trzeba coś dać dziewczynkom. Lepila ma coś problemy w szkole, bo chłopcy zaczęli się śmiać z dziewczynek w szatni, jak przebierają się na w-f, to kupiłam jej stanik kolorowy, zerówkę i gumki do włosów.. Dla Lauren fioletowe rajstopki z różowy brokatem ;p i spinki, a dla Mirki 6-pak skarpetek, bo dzieciak chodzi w jednej zielonej a drugiej czerwonej..;p

Przy okazji i ja sobie kupiłam coś do ubrania.. Sweter, jeansy, stanik i jakieś inne pierdoły..

W sobotę byłam w Santa Cruz na wycieczce, ale strasznie padało.. Dzisiaj to samo leje i leje, ale mamy zaraz jechać po choinkę :D Prawdopodobnie będą ją dzisiaj ubierać..Szoook.. Ża szybkoooo..;D
Read More